Zegar wyszumił godzinę napiętnioną,
Ustały oddechy, spoczęło twe życie,
Marzanny potop szumiał obfitą krwią,
Kąty pustkami ustąpienia twego zszyte.
Oh, Marzanno! Ty palcem śmierci
Wydzierasz dusz i serc bratnich orszaki,
Ty w czernistej sukni poczyniasz wyprawy,
A twym upodobaniom nawet dzieci i starcy!
Jak grom nieba, stąpiłaś w progi tej kuchni,
I machnięciem ręki, jak król przeszłej czeladzi,
Rozkaz wydałaś, polawszy się krwi smugi,
Mej babci życie ubyło, niemiara smutków biesiady.