I
Cóż że mi po świecach zaognionych,
Cóż że mi po nadziejach płonnych,
Gdzież ty dziadku, z którym figury
Szachowe stawiałem; jużem odczuwam smutki!
II
Ileśmy śląskich pól przeszli,
Ileśmy parków ochoczo zwiedzili,
Gdy swe młode, niskie kroczki stawiałem,
Tyś zawsze był, zawsze mnie darował czuwaniem.
III
Dziadku! Za nami laty przeszłe mrozy,
Kiedy w naszej rodzinie kłopotliwe sztormy,
Kiedy przeciw mnie po trunkach zmawiały,
Ty bacznie opanowany, ty mnie miłościwy.
IV
Jakże ty częstą myślą to przyrzekał,
"Szczęśliwy ten, co się nie urodził",
W dzienniku swym pośmiertnym zapieczętował,
Cóż za myśl, jakże mądrością tyś iskrzył.
V
Jak dokonywał ja rozkwitu, za rękę mnie dzierżyłeś,
Wspólnym krokiem obserwowali my aleję
Marki wykute na blachach, tyle mnie wyuczyłeś!
Gdy wiosen przeszło przez mnie raptem siedem.
VI
Znów błądzę przez swe przeżywane laty,
Myślami zamiłowany jak ja był smarkacz mały,
Po bibliotekach zwiedzałeś dla mnie regały,
Dziękuję Ci, mimo iż me oczy rzadko czytały.
VII
Zamroczyło me serce się pustkami
Zanurzyło lico zimnymi łzami,
Gdy żem usłyszał w ucho przed trzy laty,
Jak wynieśli cię martwego z komnaty.
VIII
Struny zaszumiły swą ostatnią zwrotkę,
Mistrz Ceremonii ustał wieścić przemowę,
Urna błysnęła nad nasze płaczne lica,
Aliści Ciebie tam nie było i nie ma.