Cóż że mi po towarzystwach rozciągłych,
Cóż po słowach i rozprawach życzliwych,
Jak ona — Samotność, muska oddechem,
Bytności donosi swej ciemiężnym śmiechem.
Posturę rozszarganą, pierś spowita mrokiem,
Do płótn gna życiowych, by swym bytem,
Zalać je nicością i barwami
szykiem,
Zaklinować ludzi jak kraty
więzienne.