Dziś rozpoznaję w tobie
westchnienie
wydarte moim płucom.
Widzę upadły wszechświat,
za jakim wciąż biegnę.
Nie, nie zaufam
dożywotnio.
Nie podniosę tej łzy,
którą przypadkiem upuściłam.
Sprzedałeś się
po atrakcyjnej cenie,
na złość wykwintnym pocałunkom,
dotykowi nie do pary.
Coraz dosadniejszymi krokami
nadchodzą gwiazdy,
konstelacje poczęte
z lekka finezyjnie.
Ból,
wskrzeszony jadalnym sumieniem,
to tylko garść pigułek
na szczęście, haust świeżego
cienia.
Nawet moje pragnienie
nie śmie ujrzeć w tobie
tej bajki,
dla jakiej niezmiennie kocham,
spijam namiętność.
Chodź, rozpoznaj we mnie
twarz, jakiej dotąd szukałeś.
Wyrwana z kontekstu,
liczę na prędki powrót serca.