Nie wiesz, w którą stronę
umknęły lustrzane odbicia
twoich łez.
Nie wiesz, na jakim szczycie
się zatrzymać, aby poczuć
piękno wszechświata.
Dominując nad rzeczywistością,
wyszukujesz pośród codzienności
ten lęk, dla którego zasnę
na próbę.
Pokochaj we mnie
ten zmiennocieplny czas, tę bajkę,
co nęci serce.
Chciałam zburzyć w tobie
bezsenny poranek, lękliwość,
jakiej byłeś
mimowolnym świadkiem.
Zanim spiszesz
kolejne splagiatowane epitafium,
zastanów się nad drogą
powrotną.
Odżyje w tobie bezczas,
na jaki nikt nie zasługuje.
Szukam chciwie
ostatnich śladów człowieczeństwa,
szukam ballady, której ktoś
wydarł ostatnie pożegnanie.