Czcza samotność od dawna
nie należy do nikogo ważnego.
Tchnienie, ograbione
z resztek powietrza,
naprzykrza się płucom,
sprawdza obecność serca.
Moje sny nie są
nikim istotnym; są, by powieki
opadły raz jeszcze.
Smutne stały się pocałunki,
jeszcze gorsze obietnice,
że powrócisz o najwyższej porze.
Ciasno, za ciasno jest
moim myślom
pod kopułą głowy.
Słowa wylewają się, tonę
w nich niby ostatni bezdomny.
Zamknij pragnieniem senne serce,
ucisz duszę, żeby nie umierała
zbyt głośno.
Odrodzi się w nas
jeszcze jedna przyszłość,
przeobrazi pycha,
za którą tutaj wróciłam.
Zaprowadź mnie
do martwego sadu, tam zostały
nasze spojrzenia,
nasze zagubione listy.