na ścianach
oddychają
obrazy
z roztartych miękkich cieni
tu fiolet tu amarant tu blady błękit
nasycone oliwką
mają plecy wzmocnione
brązową tekturą
dłonie i stopy
muśnięte werniksem o zapachu lasu
żywica w ranach
kiśnie
pot nie spływa z czoła
szkicowane pośpiesznie
niepewną ręką
smakują przydymionym jabłkiem
wiśniową nalewką
na spirytusie
i zeschłym bzem
zarumienione
sztychy pensjonarek
w pożółkłych halkach
dłonie zamglone węglem
skreśliły
im z ud niewinność
Bardzo mi sie podoba, bardzo literacki i bardzo dobry warsztatowo. Ostatni wers mowi wszystko - nie wiem jak nie mozna rozumiec o czym to jest. Brodacz, przepraszam, nic osobistego, ale ZUPELNIE nie zgadzam sie z twoim komentarzem - czy nie dostrzegasz ze te "obrazy" to zycie tych "pensjonarek"?
jak wiele kazdy z nas moze w nich odnalezc z samego siebie.
Tyle ukrytych emocji - to ogromna umiejetnosc pisac o waznych rzeczach, uczuciach w ten sposob, caly wiersz jest dla mnie jedna metafora i nawet mnie wzrusza - zasmuca.