Pamięć ejdetyczna

falkon

Ciepły powiew nadleciał od mokradeł i pól

dzień staje się duszny i wilgotny

podkasane mgły ukazują dolinę gehenny

wstydliwy teatr planety.

 

Miasto przegląda się w odbiciach wystaw

niczym kobieta patrząca w lustro

płatek kwiatu opada jak zsunięta suknia

łapię za nogi uciekające wczoraj.

 

Na portalu kamienicy w blasku słońca

kariatydy ukazują piersi

chcą wyjść z kamienia

do naturalnego miejsca (piękna)

 

[Takie chwile chcę zatrzymać w zastygłej żelatynie]

 

Dryfuję.

Nie ma powrotu do poprzedniego życia

mojej łąki

dzikich kwiatów

drzew i pszczół

tych wszystkich rzeczy razem

pani złocista od snów

prostuje linię plastyczną i horyzont

 

[Ten moment chcę uwieńczyć pod błyszczącym werniksem]

 

Z klepsydry opadł wszystek piasek

nie ma kto odwrócić

srebrne konie pogubiły podkowy

a Hefajstos umarł

ostatni sens przeprawy na drugą stronę.

 

Na pożółkłej fotografii w albumie

ona i on

drzewo genealogiczne

biały kwadracik czeka na moją podobiznę.

 

falkon
falkon
Wiersz · 21 sierpnia 2024
anonim