Twarzą na zachód
wiktordyl1989x
Od dawna nie rozmawialiśmy. Gwiazdy
Zdążyły parę razy przesunąć się na niebie,
I wrócić. Ja też wracam. Szukam drogi
Wśród popiołów i zgliszczy, dawno wystygłych.
Węszę świeży powiew od którego
Nowe życie mogłoby wziąć swój zalążek.
Ale Ciebie nie ma. Ubytek. Jesień przychodzi
i odchodzi, ja też odchodzę i wracam, tak samo.
Uciekliśmy z nieistnienia
W tułaczkę życia. Teraz ciało jest opuszczonym
domem, ale jeszcze
Zagoi się, zaroi się od ruchu i światła.
Jeszcze znajdę ślad twoich dłoni
Pod powiekami snu. Jeszcze się rozedrga
To co dzisiaj trwa w bolesnym uśpieniu.
Cienie przesuwają się i wracają.
Ja też wędruję - patrz - każdy kolejny krok
jest tym poprzednim.
I wszystko jest powrotem, falą która zagarnia nas
na nowo w głębiny. Trzepotem skrzydeł ptaka.
Jednostajną zgłoską nieba. Piaskiem w kąciku
oka. Wzorem który wyłania się
Spośród rzeczy.
Tylko uparta nicość wkrada się w zmarszczki
zaufanej twarzy, czai się pod palcami
które sięgają po pióro, rozpiera się tuż obok -
bezwonna, nienamacalna, straszna. A jednak
nawet ona obiecuje ukojenie. Nawet ona zdaje się mówić:
to także przeminie,
I wróci, z odmienioną twarzą, z innymi bliznami
które kryją tą samą krzywdę, w innym przebraniu. Ale to zawsze będziesz Ty,
To zawsze ja będę. Reszta rozsypie się w proch.
Zostanie nam święte błądzenie miłości.
Nie zostanie
Nic, tylko
Tak.
wiktordyl1989x
Wiersz
·
31 sierpnia 2024