Twarzą na zachód

Od dawna nie rozmawialiśmy. Gwiazdy Zdążyły parę razy przesunąć się na niebie, I wrócić. Ja też wracam. Szukam drogi Wśród popiołów i zgliszczy, dawno wystygłych. Węszę świeży powiew od którego Nowe życie mogłoby wziąć swój zalążek. Ale Ciebie nie ma. Ubytek. Jesień przychodzi i odchodzi, ja też odchodzę i wracam, tak samo. Uciekliśmy z nieistnienia W tułaczkę życia. Teraz ciało jest opuszczonym domem, ale jeszcze Zagoi się, zaroi się od ruchu i światła. Jeszcze znajdę ślad twoich dłoni Pod powiekami snu. Jeszcze się rozedrga To co dzisiaj trwa w bolesnym uśpieniu. Cienie przesuwają się i wracają. Ja też wędruję - patrz - każdy kolejny krok jest tym poprzednim. I wszystko jest powrotem, falą która zagarnia nas na nowo w głębiny. Trzepotem skrzydeł ptaka. Jednostajną zgłoską nieba. Piaskiem w kąciku oka. Wzorem który wyłania się Spośród rzeczy. Tylko uparta nicość wkrada się w zmarszczki zaufanej twarzy, czai się pod palcami które sięgają po pióro, rozpiera się tuż obok - bezwonna, nienamacalna, straszna. A jednak nawet ona obiecuje ukojenie. Nawet ona zdaje się mówić: to także przeminie, I wróci, z odmienioną twarzą, z innymi bliznami które kryją tą samą krzywdę, w innym przebraniu. Ale to zawsze będziesz Ty, To zawsze ja będę. Reszta rozsypie się w proch. Zostanie nam święte błądzenie miłości. Nie zostanie Nic, tylko Tak.
Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Słaby 1 głos
wiktordyl1989x
wiktordyl1989x
Wiersz · 31 sierpnia 2024
anonim