Coś
Za serce chwyta;
Coś się zamyka, inne Coś
Otwiera.
Ktoś się otwiera, a inny Ktoś
Przymiera.
Coś rośnie, wzrasta,
Pnie się do Słońca,
Odwrotnie, jak to robi
Po łodydze rosa.
I Coś stygnie nagle;
Coś wzrastać przestaje;
Coś rosnąć przestaje; a ja wciąż,
Jak dziecko – siedzę tu sobie i marzę!
O, Panie,
Kiedy odpowiesz
Na moje wzrastanie?
Kiedy to spojrzysz
Na moje chlipanie?
Kiedy to wreszcie – mój Panie –
Zejdziesz tu i zatrzymasz
Rosy po łodydze zsuwanie
I moje
W mrozie Twej srogości
Niechybne przymieranie?
Och, Panie,
Ileż to jeszcze ma trwać?
Ile mam jeszcze tak łkać?
Ile lamentować, a ile
Chleb upadły całować?
Jak długo mam jeszcze
Tego życia-brzytwy się chwytać?
I ile to mam tak jeszcze
Bez przerwy za brodę Cię szczypać?
O, Panie,
Odpowiedz na moje wołanie.
Och, Panie,
Dopełnij łaskawie
Moje oczekiwanie
Na z życiem-brzytwą
Ostateczne rozstanie.