Twój kark, on
jak gołębi grzbiet...
Więc skręcam ci go teraz,
aby upleść linę,
na której zawieszę,
to wszystko, co powinno
utonąć w ogniu
naszej wspólnej nierządzy,
która nawet w lochach,
kanałach i przeręblach,
wystawia nas na płomień
i wieczne potępienie,
w miejscu, gdzie bliźniemu
nieznane jest słowo „miłosierdzie”.
Bo lepiej powiesić wspomnienie,
niż w twym kwarcowym ciele
zanurzyć długą na metr karabele.
Chce zachować je nietknięte – zarówno twe ciało,
jak i każde związane z nim wspomnienie.
Chcę obracać w palcach, wąchać, na siatkówce oka
każde jego mgnienie dbale polerować,
i jak do rybki złotej – dzień po dniu zaglądać.
Chcę by ono trwało – tak czyste, białe i piękne,
tak jak nad nami błękitne – trwać będzie niebiańskie sklepienie.