W lochu romansów i róż

S. J. K.

Twój kark, on
jak gołębi grzbiet...


Więc skręcam ci go teraz, 
aby upleść linę,
na której zawieszę, 
to wszystko, co powinno 
utonąć w ogniu
naszej wspólnej nierządzy,
która nawet w lochach, 
kanałach i przeręblach,
wystawia nas na płomień 
i wieczne potępienie,
w miejscu, gdzie bliźniemu
nieznane jest słowo „miłosierdzie”.


Bo lepiej powiesić wspomnienie,
niż w twym kwarcowym ciele 
zanurzyć długą na metr karabele.


Chce zachować je nietknięte – zarówno twe ciało,
jak i każde związane z nim wspomnienie.
Chcę obracać w palcach, wąchać, na siatkówce oka
każde jego mgnienie dbale polerować, 
i jak do rybki złotej – dzień po dniu zaglądać.
Chcę by ono trwało – tak czyste, białe i piękne,
tak jak nad nami błękitne – trwać będzie niebiańskie sklepienie.

S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim