Gdzieś, gdzie słońce mieszka

lydiadel

 

 

Bolesnym cięciem rozdarto mi duszę; 

błądziłam pośród ciemności i burz.

W chwilach zwątpienia samotnie cierpiałam,

patrząc bezsilnie jak toniesz w mroku. 

Odważnie walczyłam z losem, bo wierzyłam…

Płakałam w milczeniu przekrzykując ciszę. 

 

Szarym świtem przyszedł anioł śmierci

Targować się ze mną o okruchy bytu.

Sił mi nie starczyło, choć broniłam dzielnie;

bezsilnie patrzyłam jak konało życie. 

 

Jak piasek przez palce umykało cicho,

tonąc w mroku cieniem zatrzymane w czasie.

Wolno biło serce złamane cierpieniem,

a gasło powoli, by raz jeszcze wzlecieć, 

zostawiajac smutek, ból i udręczenie.

Czarna melancholia przyćmiła spojrzenie,  

oddech coraz krótszy, jak łabędzi śpiew,  

coraz rzadszy, słabszy, jeszcze raz głęboko 

i cisza, czas płynął, przystanął i chłód…

 

Ciagle trzymałam jeszcze twoje zimne dłonie;

spocznij w ciszy wiecznej, gdzie jasności czas,

w objęciach anielskich, tam ból nie ma wstępu, 

gdzieś, gdzie mieszka słońce spotkamy się znów.

lydiadel
lydiadel
Wiersz · 15 września 2024
anonim