Zaraz zmierzch - noc listopadowa
Na dworze słychać głośne strzały
Na chodniku leży martwa wdowa
Małe dzieci z zimna mocno drżały
Raptem opustoszały leciwe koszary
Ciemiężyciel zmierza do Warszawy
Od marszu ciągną się za nim opary
Chce raz na dobre załatwić sprawy
Zaczyna się nagłe obleganie ratusza
Zacięcie bronią go krzepcy żołnierze
Zaborca do poddania się ich zmusza
Obrońcy są wytrwali w dużej mierze
Wróg szykuje do wystrzału karabiny
Chce pokazać że znów ma przewagę
Szybko wchodzi na wysokie drabiny
Mężni żołnierze zachowują rozwagę
Nie chcą już przelewać więcej krwi
Dając się zakuć w żelazne łańcuchy
Teraz cała hołota carska z nich drwi
Lecz o ich czynach nie zaginą słuchy