Lovely and dry

S. J. K.

Mówiłeś mi,

Że lubisz dziki seks.

Ty wiesz – ja nie,

Lecz przecież zrobisz, przecież zrobisz mi co chcesz;

 

Ja ręki nie uniosę swej –

Nie w moich oczach kat;

Ja tylko chcę miłości twej –

Nie ciała twego krat.

 

Ta noc już zwolna kończy się:

Za oknem ptaków śpiew;

Acz w łożu twym nie słychać go,

Wszak bezdech dusi mnie;

 

Lecz z ramion nie wypuszczę cię –

Twe ciepło jest jak klej;

"Magiczną papą" ciebie zwą,

Choć twój dom w ruinie jest.

 

Twa twarz jest blada (niby śnieg);

Tak, Piękna jest, aż płakać mi się chce;

Lecz żar me oczy dusi też,

Więc kulą się, te kulą się jak jeż.

 

Przyniosłeś dzisiaj węża mi –

Wiem, niejeden o tym śni;

Lecz wszyscy oni ślepi są,

Bo w diable twym wciąż widzą dom.

 

W tramwaju dzisiaj piszę to

W swej drodze po cierpienie;

Drzwi nie blokuje przecież nikt,

Dlaczego więc nie czmychnę?

 

Pytania w głowie mnożą się,

Lecz duszę je (gdzie indziej niż ty mnie):

I już nie szlocham – ja śmieję się,

Bo teraz wolę, teraz wolę żyć twym snem;

 

Więc nie budź się, och nie, o nie;

Chcę tylko tulić ciało twe,

I nigdy już z sypialni twej,

Już nigdy z niej nie uciec.

S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 22 września 2024
anonim