Mówiłeś mi,
Że lubisz dziki seks.
Ty wiesz – ja nie,
Lecz przecież zrobisz, przecież zrobisz mi co chcesz;
Ja ręki nie uniosę swej –
Nie w moich oczach kat;
Ja tylko chcę miłości twej –
Nie ciała twego krat.
Ta noc już zwolna kończy się:
Za oknem ptaków śpiew;
Acz w łożu twym nie słychać go,
Wszak bezdech dusi mnie;
Lecz z ramion nie wypuszczę cię –
Twe ciepło jest jak klej;
"Magiczną papą" ciebie zwą,
Choć twój dom w ruinie jest.
Twa twarz jest blada (niby śnieg);
Tak, Piękna jest, aż płakać mi się chce;
Lecz żar me oczy dusi też,
Więc kulą się, te kulą się jak jeż.
Przyniosłeś dzisiaj węża mi –
Wiem, niejeden o tym śni;
Lecz wszyscy oni ślepi są,
Bo w diable twym wciąż widzą dom.
W tramwaju dzisiaj piszę to
W swej drodze po cierpienie;
Drzwi nie blokuje przecież nikt,
Dlaczego więc nie czmychnę?
Pytania w głowie mnożą się,
Lecz duszę je (gdzie indziej niż ty mnie):
I już nie szlocham – ja śmieję się,
Bo teraz wolę, teraz wolę żyć twym snem;
Więc nie budź się, och nie, o nie;
Chcę tylko tulić ciało twe,
I nigdy już z sypialni twej,
Już nigdy z niej nie uciec.