Fryderyku, Fryderyku,
wielki mój kompozytorze!
W głowie mej o każdej porze
jesteś- miejsca w niej bez liku.
Kiedy wciąż odczuwam nudę ,
nie chce ćwiczyć, grać przestaję,
Ty kochany, Ty mi dajesz
na lekarstwo- swą etiudę!
Nie posiadasz żadnej wady,
Tyś nie nudny, trudny, wtórny
na radości twe nokturny,
a na smutki twe ballady.
Kiedy bardzo smutno mi,
słucham cis-moll impromptu.
Gdy oczy zalane łzami,
to preludia gram palcami.
Kiedy wszystko w brud, w cholerę,
to gram jedną z sonat czterech.
Znów przerasta mnie me życie,
lecz walca gram znakomicie.
Może znajdzie się kobieta,
co według jedynej racji,
słucha scherza przy kolacji.
Może ona gdzieś tam czeka?
Czekam więc, to ja- wybraniec,
na sygnał od tej dziewczyny.
Może kiedyś zatańczymy
do mazurka pierwszy taniec.
Niemoc zmusza mnie do krzyku
czy ją znajdę- sam już nie wiem.
Nie chce kobiet- bo mam Ciebie,
Fryderyku, Fryderyku!