"Następny do mnie!" - woła doktor.
Ludzie patrzą się przez okno,
bo pianista bardzo znany
w psychiatryka wkracza bramy.
Doktor przyniósł już diagnozę-
“to depresja, Panie muzyk.
Niech Pan powie, jeśli może
cóż aż tak Panu nie służy. “
Wtem podnosi się pianista
na stół staje, krzyczy, skacze
plecie zdania- wciąż a vista
woła, jęczy, prawie płacze!
“Panie doktor , to Fryderyk!
To przez niego moje stany.
Jeśli z Panem mam być szczery,
to przez niego w sercu rany.
Nie dam rady z nim tak dłużej,
to relacja wprost niezdrowa.
Nie chce grać go, lecz wciąż muszę-
ma praktyka zawodowa. “
"Leków wiele"- mówi lekarz,
"nie chcę przepisywać wcale.
Zamiast w tabletki uciekać
wykrzycz Pan, wykrzycz swe żale! "
Bez chwili zastanowienia,
przyjmując doktora racje,
pianista dostał natchnienia
i zaczyna inwokację.
"FRYDERYKU! FRYDERYKU!
Ileś złego mi wyrządził?
Przez ciebie me palca złamanie,
Fryderyku, Fryderyku!
Zapłać za odszkodowanie!
Rozstraja mi się pianino,
przez dzieł twoich wciąż ćwiczenie,
Fryderyku, Fryderyku!
Zapłać mi za nastrojenie!
Ciągle ćwiczę, ciągle szopen,
skarżę się na swoją dole
Fryderyku, Fryderyku!
Daj mi żelazową wolę!
Sąsiedzi mnie wyrzucili,
bo grałem Grandę Valse Brilliante.
Fryderyku, Fryderyku!
Znajdź mi proszę nowy dom!
Smugi krwi zostały tęgie,
bo ciągle forte, nigdy ciszej.
Fryderyku, Fryderyku!
Umyj proszę mi klawisze!
Trafili mnie pomidorem,
bo szopena nie gram hitów,
Fryderyku, Fryderyku!
Proszę, wypierz mi garnitur!
Zostawiła mnie dziewczyna
bo ćwiczyłem twoje dzieła.
Fryderyku, Fryderyku!
A niech cię jasna cholera!
Skończę chyba mą karierę,
me ostatnie słowa szczere;
Fryderyku, Fryderyku, kurwa mać!
Jak ja, jak ja nie chce tego grać! "