Ciemność tak bliska, a jednocześnie
rozlegle niedostępna.
Zza węgła wygląda noc,
cała czarna
jak kubek kawy, którą zwykłam pijać
do poduszki.
Jesień? Zanim powróci,
zdołam uśmierzyć
prorocze sny, usidlić wiatr,
zagarniający życie
lodowatą, niemal martwą dłonią.
Pragnę dostrzec w tobie
drogowskaz, jaki objawi
rozwiązanie tego misterium.
Mój czas kocha się
w igliwiu wciąż młodych gwiazd,
rozkoszuje się deszczem,
który pozwala zaspokoić potrzebę
na strach.
Skąd w twojej przyszłości
tak wiele smutku?
Skąd tyle skaz, skoro milknie powietrze?