nieznośna świadomość własnej płci
zimno
monotonia jednego klimatu
zasłona deszczu przed oknem nocy
ciało kotłujące się w brudnej pościeli
nieczyste myśli kotłujące się w głowie
a także milczenie które na dobre zadomowiło się w ustach
posiane ziarno snu
i martwe zalążki jutra
Do pokoju wkrada się księżyc jesienny,
za nim stoi ziemia pulchna, żyzna.
To Piękno – gość święty i spokojny, niezmienny,
nie kobieta ani nie mężczyzna.
Podchodzi do mnie i całuje w czoło,
które natychmiast fala ciepła obmywa.
Zsuwa się niżej, by wycisnąć pocałunek koło
ust – warstewka potu wargi pokrywa.
Widzę w jego oczach krajobrazy świeże,
obietnicę długiej, kształcącej podróży.
Zawieram z tym wzrokiem subtelne przymierze –
ofiarowuję pierwsze błyski nadchodzącej burzy.
Najpierw dostrzegam tylko wodospady łez,
wkrótce jednak podnoszę swoje ciało z wody,
bo oto pojawiają się pachnące jak bez,
kolorowe, obfite Cielesne Ogrody.
Jaka mnogość kształtów, co za bogactwo!
Niezliczone odmiany jednej Czystości.
Ludzie, rośliny, zwierzęta, ptactwo –
wszyscy złączeni w harmonijnej boskości.
A zza niej wyziera myśl pobożna, spokojna,
niewzruszone przeświadczenie własnego celu.
Jeszcze dalej mnoży się wyobraźnia hojna,
oferując zwiastuny obrazów zbyt wielu.
W końcu przez usta i oczy struga bucha
kolorów – i na papier się wylewa.
Z duszy, z płuc, z bolącego brzucha
ulatnia się światło, którego mrok się nie spodziewa.
Światło to przywabia najdziksze fantazje,
sny nie dającej się wysłowić urody.
Wykorzystuję tę niespodziewaną, błogosławioną okazję,
by spisać swoje marzenia – bóg wiecznie młody.
Już szare zasłony wznoszą się nad ranem,
a ja wciąż nić swego żywota przędę.
Ktoś śpiewa: „- Zawsze będziesz mi jedynym panem,
ja też zawsze ci byłem i zawsze będę”.
2001 r.
niech moc pawiana będzie z wami!
Wyskoczył mi komunikat, że mój komentarz jest za krótki, więc powtarzam. A mi się podoba.