Czym jest miłość z perspektywy
samotności? Co stanowi radość,
gdy lęki przysiadają na ramionach
niby czarne ptaki,
szykujące się do odlotu
za nieznaną stronę serca?
Jestem poważną, niewybaczalną pomyłką
na przykrytej pismem karcie pamięci;
jestem odosobnionym westchnieniem,
co nie może wypełnić płuc,
przyznać się do winy.
Lśnię, błyszczę
niby nowo narodzona łza;
smutek zagarnia każdą sekundę
ciała, obejmuje sen,
który nigdy nie stanie się proroczym.
Wzdłuż ciasnych żył mknie namiętność;
tłoczy się, przelewa, zagarnia...
Nie wiem, gdzie szukać jutra,
gdy wieczność należy już
do przeszłości.
Tęsknota, wypełniająca
każdy zakamarek umysłu i serca,
pragnie uwolnić się od wolności; marzy,
aby miłość odszukała drogę powrotną.
Rozumiem każde Twoje słowo,
nawet to niewypowiedziane.
Zwłaszcza ono.
Rozumiem każdy podryg lęku
i niepewności; godzinę zbyt późną,
aby mogła przynieść marzenie,
podarować senność tak przepastną,
że milkną smutki, wniwecz obracają
czarne krople deszczu...