Samotność znów czeka na nas
na zakurzonym poddaszu
rzeczywistości.
Moja dusza, przetarta w kilku miejscach,
wciąż prosi o chwilę odpoczynku
od ciała i pozostałych spraw.
Nie, nie poddam się ciężkiemu sercu
nieba; nikt nie zrozumie ciszy,
która zapadła
w ostatniej chwili.
Pragnę złożyć zbyt rozwlekły ból
w Twoje kwitnące objęcia -
tak, żeby nie podejrzał nas
skąpy świt,
poranek wyzuty z wszelakiej przyszłości.
Ginę, zapadam się pod naporem
własnych myśli; smutek jest tym,
co zawsze kosztuje
zbyt wiele.
Zatracam się w fantazji dość płodnej,
aby oskarżyła noc o bezsenność,
aby ukazała się, cała skąpana
w Twym dotyku,
osnuta w gorącokrwiste muśnięcia serc.
Nie wzlatuj ponad fundamenty jutra -
przyjdzie na nie pora.
Powróci jesień, od tak dawna niewidziana,
lecz witana z rozkoszą przez tych,
co kochają się w cieniach,
których nigdy za wiele.