Mroczny Mesjaszu, zbyt zmęczony,
aby istnieć! To, co jeszcze całkiem niedawno
było podobne do radości,
dziś zamienia się konsekwentnie w pustkę,
w bezczas, co zabija
lustrzanym odbiciem.
To, co parę dni temu przypominało
uzbrojone we łzy pragnienia,
dzisiaj może się poszczycić wyłącznie
wspomnieniem; blaskiem,
który gaśnie, przytłoczony niebem.
Dziś mogę najwyżej począć
kilka zatęchłych łez, garść pytajników,
nieznających swojej roli.
Mroczny Mesjaszu, odradzam się
w Twoich objęciach; słyszę
poszum pragnień,
subtelnych krynic ciszy.
Nie odnajdę dziś snu, który mógłby zdradzić
przeszłość; nie zrozumiem nonsensu ciała,
które nadal tęskni za ciepłem.
Mroczny Mesjaszu, dla Ciebie spisuję
ten urodzajny list, odnajduję rolę
pośród obumarłych, czarnych kwiatów.
Krwawi wewnętrza noc;
zmierzch syci się
nawracającą przyszłością.
Odchodzę, gdyż rozumiem boleśnie,
że wczorajszy poranek
jest piękniejszy od jutrzejszego.
Gasnę, bowiem skrucha - przepełniona
otchłanią - nie pozwala sercu
swobodnie brnąć pod prąd
przemijającej teraźniejszości.