a kiedy muzyka się kończy
kiedy zielony płomień furii dogasa
wtedy, cóż
wstajemy z łóżka, wchodzimy do wanny, wychodzimy, ubieramy się, wychodzimy, idziemy zjeść, wsiadamy do autobusu i jedziemy
na stację
ty skręcasz mi papierosa
lewą ręką mącąc mi udo
dotarliśmy
jesteśmy na stacji i czekamy na twój pociąg
rozmawiamy o życiu doczesnym, o tym jak to było nam fajnie z sobą zeszłej nocy
on podjeżdża
tu też żadnej metafizyki ducha nie ma
całuję na pożegnanie, a ty to odwzajemniasz (co jest raczej oczywiste w takiej sytuacji)
swoim pocałunkiem
który boli mnie, bo nie ogoliłeś się porządnie
przekazuję ci znak pokoju i znikam
pod szarym niebem udzierganym z czułych mgieł listopadowych
i jestem szczęśliwy, bo ciebie tu nie ma
i jestem szczęśliwy, bo wiem, że niedługo zobaczę cię znów
w requiem-basie skończonej piosenki, w ogniku furii, w łóżku, w wannie etc.
i niechże to trwa, niech trwa
gdzie ma płynąć ta tratwa sklecona z przypadku, nie ważne
wszakże nowe elementy życia mam teraz przed sobą
no i trochę z tego do opisania
w wierszach bez kropek na końcu zdania
bo jakże idiotycznym byłaby próba kończenia tego
co nigdy nie zostało zaczęte