Romans

S. J. K.

a kiedy muzyka się kończy

kiedy zielony płomień furii dogasa

wtedy, cóż

wstajemy z łóżka, wchodzimy do wanny, wychodzimy, ubieramy się, wychodzimy, idziemy zjeść, wsiadamy do autobusu i jedziemy

na stację

ty skręcasz mi papierosa

lewą ręką mącąc mi udo


dotarliśmy

jesteśmy na stacji i czekamy na twój pociąg

rozmawiamy o życiu doczesnym, o tym jak to było nam fajnie z sobą zeszłej nocy

on podjeżdża

tu też żadnej metafizyki ducha nie ma

całuję na pożegnanie, a ty to odwzajemniasz (co jest raczej oczywiste w takiej sytuacji)

swoim pocałunkiem

który boli mnie, bo nie ogoliłeś się porządnie


przekazuję ci znak pokoju i znikam

pod szarym niebem udzierganym z czułych mgieł listopadowych

i jestem szczęśliwy, bo ciebie tu nie ma

i jestem szczęśliwy, bo wiem, że niedługo zobaczę cię znów

w requiem-basie skończonej piosenki, w ogniku furii, w łóżku, w wannie etc.


i niechże to trwa, niech trwa

gdzie ma płynąć ta tratwa sklecona z przypadku, nie ważne

wszakże nowe elementy życia mam teraz przed sobą

no i trochę z tego do opisania

w wierszach bez kropek na końcu zdania

bo jakże idiotycznym byłaby próba kończenia tego

co nigdy nie zostało zaczęte


S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 24 listopada 2024
anonim