moją skórę pokrywają łuski
rzęsy plączą się w wodorosty
boli boli
nie wiem czemu
mówią ze po prostu rosnę
rozwijam swoje ego
inteligentnieję z dnia na dzień
staję się błyskotliwa
staję się rybia
rozkosznie tu w tej wodnej krainie
okna zawsze są zamknięte
o drzwiach nikt nie słyszał
nawet ryk spalinowych maszyn
brzmi magicznie
ale nie jest obojętnie
zdaję sobie z tego sprawę
wina leży po mojej stronie
to fakt nie do zaprzeczenia
byłam zbyt człowiecza
a teraz jestem zbyt rybia
i jestem pośrodku
ale wcale nie jest obojętnie
tu nigdy nie jest obojętnie
bredzę bredzę
pochlebiam sobie opowiadając
że jestem w ciąży z księżycem
moja rozmówczyni mruży oczy
wyrzuca z siebie
„a mój mąż słońce
powiedział
że księżyc to dziad i biedak
nihilista lump i przestępca
i nie warto sobie zawracać nim głowy”
a ja zawracam
nieustannie
i marzę tylko o tym
żeby wypłynąć na powierzchnię
polecieć
zadośćuczynić powodom frustracji
zacząć kochać
albo pogrążyć się w bezcelowości
ale nie jest mi obojętnie
muszę myśleć prosto
układać się wygodnie
mościć gniazdko
w świecie
który jest na tyle silny
że istnieje bez mojej akceptacji
muszę obrastać w wodorosty
czaić się na dnie
zaznajamiać z planktonem
rozmawiać poznawać i akceptować
wyrabiać pogląd
jeszcze muszę
a jeśli kiedyś mogłabym wybierać
to chcę być fascynującą
czarną dziurą
ale obojętność wciąż jest tak nieosiągalna
dla mnie
Poniewaz minal ogrom czasu od kiedy to pisalem i nikt nie pamieta przypomne ze piszac "to nie sa wiersze" nie mialem na mysli tekstu powyzej.