Jest jasno,jest morze błękitne
w szumie fal spienione
potwór szalejący w bojowym natchnieniu
pozornie ujarzmiony przez brzegów kaganiec
Spojrzyj w te oczy smutne,zrozpaczone
niejedna tragedia w nich twoja i słońce
i milion języków w bezzębnej przestrzeni
-milczące,milczące,milczące
Usłyszysz szum niezrozumiały
tam gdzie się wszystkie rozpraszają tony
śpiew ptaków,ryb bulgot
i niesłyszalny glona szept
Gdzie zadrga ucho
brak jest ust
gdzie mrugnie oko
widok niemy
w obrazie tajemnym
żyjącej pustyni
Wtem nagle znak
albo brak znaku
popędza myśli
przyspiesza kroku
jakby zapraszał do konwersacji.
Wejdziesz nieśmiało
twe przymknięte oczy
zagarnie boski blask
ciągnący smugę gdzie potężny nurt
pożera mlaskając zdecydowanie
Już głębiej,głębiej staje się
lecz słońce gasi diabła twarz
(chwilowy lament niepotrzebnych stóp)
Tu nie ma dna i dna tutaj nie ma
nie sprawdzisz-uwierzysz
brzegu nie zobaczysz.
Na cóż teraz oczy
dwa próżne szkiełka
to wszystko co od siebie formy oddzielało
więcej nieprzydatne
Bez znaczenia twarz
o rysach Gorgony
co w kamień chciała
poprzemieniać chwile
i skóra,kości
w wodzie rozpuszczone
Tu jesteś wolny od przymusów wszelkich
które zawarte w maskach anatomii
Nie wiesz nic,nie czujesz
(już duszenie przeszło)
Po prostu płyniesz miotany prądami
tak płynie wielu,ach,co za różnica
Ja wiem że byłeś
lecz kiedyś zapomnę
a trup twój blady
zniknie z morza brzegu...
czuje że dramaty wychodziły by ci o wiele lepiej. życzę powodzenia.
tak apropo widzę at że czytanie eliota wpłynęło na twój warsztat i styl:p