Znowu oglądam świt na oknie
I wychodzę
Na ulicy z mokrymi włosami
Śmieją się.
Wszyscy się śmieją
Nawet prostytutki
Płomień rozświetla końcówkę papierosa i dym
Dym wznosił się do niebios
Bałwochwaląc Boga
I jego ciche córki o pełnych piersiach
Cholerny poniedziałek
Musi być taki piękny i obsypany słońcem
Na chodniku leży nóż, to nie moja krew
Moja nie jest szara
Jestem pijakiem
Płonie we mnie prymitywny ogień
Dlatego lubię rozmawiać z głupcami
W dłoni do połowy pusta butla i usta niecierpliwe
To nieprawda że gwiazdy są daleko
Widzę je co dzień
I mogę ich dotknąć jeśli tylko
Będę w mógł nagrzać łyżkę pełną
Bo to jest moja bohema
Sam na sam z dziurawymi kieszeniami
Rozmawiam z Arturem i pytam o jasnowidztwo
A on mówi że jestem blisko tak jak On
Znowu oglądam świt na oknie
I wychodzę
re:yalali dziękuję:-)))
re:kasiak cóż, to była wyobraźnia opuszczona raczej
re:muracha dziękuję, szkoda, że tylko końcówka
re:awangarda zbyt rozwlekły i skąpo pokazuje, życie jednego człowieka, jakbym miał pokazać więcej szczegółów, to byłby to poemat, a poematów wogóle pisać nie umiem
re: netah cóż, tekst miał byc jawny, ale trochę nie wyszło
moze nawet cos nieznacznego, niewidzialnego, ale pełnego wzięku wschodzącego słońca...