W pamięci lub przepastnych źrenicach
W miast niegdyś światłych sczerniałych krynicach
Bez czucia, bez liścia, bez kości sumienia
Szał nieświadomości, szał zapomnienia.
I myśli zmartwiałe jak dwudniowy trup
Zmętniałe oko wysiorbał dziobem kruk
"I szczyny, krwawe!" wykrzyczał jakiś żul
Beznadziejne pociągi pozbawione kół.
Nie przywiozę Ci krwi której już nie ma
Nie usłyszysz jej krzyku - śmierć jest niema
Cała tawerna wypełniona ludźmi
Zatem zaśpiewam do, re, fa, mi!...
I odejdźmy stad z opuszczoną głową
Nie znajdziemy nic, co skończy na nowo.
Teraz ogólnie, ładnie sobie pan pojechał po dekadentach. Zrobili co panu? Dawno już nie czytałem wiersza z taką dawka sarkastycznej ironii i ukrytego naśmiewania sie. Baravo, bravo, Johny Bravo.
Można się bać.