z losem wciśniętym do kieszeni płaszcza -
mała ignorancja
wypośrodkowana za pojęciem: mur,
kryształowa przyszłość
za firanami grzechot kości
papieros żarzy się
półironicznym uśmiechem szaleńca
a w matni neurogemie
nie myślę, tylko się roznoszę
rozcieram po ścianach
jej uśmiechy zarumienione
o księżycu milczą
baśnie tysiąca i jednej nocy znów
miałkie i koncepty:
te błogosławienne kory z drzew Fausta
te czerwono-czerwone kłamstwa
kończą mnie na śniegu
gdy na głowę spada nocne powietrze.
Herszełe z Ostropola
Wiersz
·
28 października 2002
Trudno mi oceniac. Nie rozumiem kolejnosci opisow i zwiazku pomiedzy nimi.
Intryguje. Zreczne i latwe operowanie slowem. Ale przeslania nie rozumiem.
Podoba mi sie ten wiersz. Na pewno najbardziej z Twoich (tych znanym mi).
Nie rozumiem nierozumiejacych. To przecież prosta sytuacja liryczna (choć wiersz juz nie). Ot Wyjście z czterech ścian, z więzienia codzienności, do tej, co księżyce o niej milczą.
O, ach tak, hmm... no ladnie.
A gdzie ta Ona, wysniona, ksiezycom oddana? I gdzie to wyjscie z czterech scian codziennosci? I gdzie ta radosc z obcowania sam na sam z usmiechem Ten Jedynej?
Ja dostrzegam zaledwie dwa (2!) wersy:
"jej uśmiechy zarumienione
o księżycu milczą"
Przeczytalam ten tekst kilka razy. Zgrabne wersy, bardzo dobra warsztatowo praca nad slowem i ...
niestety kompozycyjny chaos.
Bardzo dobry poczatek. Dobry warsztat. Po kilku wersach wiemy juz wiele. Ale potem gorzej. Nie rozumiem wersu: " a w matni neurogemie" Zupelnie nie dostrzegam korelacji pomiedzy tym o czym czytamy na poczatku a tym o czym zaczyna sie mowic od wersu: "nie myślę, tylko się roznoszę (...)" Wiemy juz po kilku poczatkowych wersach ze jest zle.
Chyba ze ....
Czy podmiot chce nam powiedziec ze wbrew oczekiwaniom i nadziejom Jej usmiechy tez nie skutkuja?
Watek Jej - kompozycyjnie stanowiacy zapewnie przemyslanie, centralna i najwazniejsza czesc wiersza wybija sie wtedy na plan pierwszy. Bardzo dobrze. Potem bardzo zreczne przejscie do konsekwencji. Teraz to dostrzegam.
Gdy czytam "jej usmiechy..." dochodze do wniosku, ze dla podmiotu lirycznego konfrontacja z tym usmiechem przynosi zawod - wskazuje na to logiczna ciaglosc znaczeniowa kolejnych wersow: "baśnie tysiąca i jednej nocy znów
miałkie
i koncepty (...)"
Dlatego konsekwencje sa tak tragiczne: "kończą mnie na śniegu
gdy na głowę spada (...)"
Tylko taka kolejnosc przyczynowo-skutkowa ma sens i tlumaczy taka a nie inna kompozycje calego wiersza.
Jesli jest inaczej to ten wiersz ma zla kompozycje. Nieprzemyslany rozklad wersow.
Bardzo mnie ciekawi czy trafnie interpretuje teraz ten tekst. Autorze odezwij sie!!!!
"To przecież prosta sytuacja liryczna Ot wyjscie z czterech ścian, z więzienia codzienności, do tej, co księżyce o niej milczą."
Nie nie zgadzam sie!
To jest bardzo trudny tekst.
Bardzo pesymistyczny, tragizm puenty uwypuklony tytulem!
Bardzo duzy potencjal. Ale moim zdaniem niedostateczna dyscyplina by upilnowac slowa tak by sie nie rozbiegaly tracac znaczenie i zwiazek pomiedzy soba.
Jakby nie bylo - jeden z najciekawszych w czytelni obecnie.