Znowu kreślę drżącą ręką noc demonów,
Od początku niepojętą i wszechwładną,
Która błyszczy w wyobraźni siną zadrą,
Której biję o północy sto pokłonów.
Choć zaciska na mej szyii czarne szczęki,
Jak zwierz dziki kiedy chroni swoje małe,
Tak i ona mi ratuje życie całe,
Tak i ona spija wszystkie moje lęki.
Gdzieżby teraz mi zasypiać przy warkoczu,
Który miałby uspokajać myśli marne,
Piję puchar mocny wina, jak krew czarna,
Piję wielki puchar życia w czarnym kroczu.
Kiedy mokre prześcieradło skórę drażni,
Gdy jej oczy się zmieniają w oczodoły,
Noc demonów pryska nagle, a ja goły
Noc demonów chcę zatrzymać w wyobraźni.
Kiedy echa szarlatanów cichną w dali,
Czarcie tchnienie swe oddając gdzieś o świcie,
Wtedy mrok swe skrzydła zwija całkowicie,
Tak by słońce noc demonów mogło spalić
3 marzec 1999