jest pełnia księżyca
z każdym łykiem szampana
stół staje się coraz bardziej do przebycia
przybierając konsystencję masła
wahania świec
rozpędzają oboje -
puszczając zajączki srebrnym widelcem
i rytualnym nożem z kości
kobieta mówi: producent
mężczyzna mówi: konsument
każdy gest staje się tak obrzydliwie rozmaślony
mowa ciała recytuje łacińskie hymny
i to przejedzenie
staje się nerwowym wystukiwaniem rytmu
przesłania je statut pochłaniania
przemieniania krwi w wino gdzieś między sercem a myślą
jak jeszcze rozewrą te usta szerzej
między uśmiechem
a kolejnym kłapnięciem zachłannych szczęk
odpadną im głowy ale z pewnością nie widelce
kobieta mówi: producent
mężczyzna mówi: konsument
nawiązując do najbliższej przyszłości
już zaczynają pieprzyć
jest pełnia księżyca
a oni już tak pijani tą nocą
że ledwo widzą na oczy i kiedy żreć skończą
będą już zupełnie zaślepieni
już ostatni kęs wpada w otchłań denną
i kobieta odrzuca włosy skrupuły zastawę pod ścianę
i przyciąga do siebie obiekt po rzą dania
rżąc pieniąc się po długim biegu do celu po środkach
kobieta szepce: producent
mężczyzna szepce: konsument
powtarzają się powtarzają się
jak można powtarzać tak bez sensu wszetecznie
i zaraz po tym jak ich usta westchnęły imadłem
na zaraz przedtym jak przyskoczyli na siebie
coś w głębi mężczyzny zwymiotowało posiłek
zwymiotowało sytuację i umarło przedwcześnie
przysnął techniczny mając opuścić kurtynę
aktorzy nie wiedzą co zrobić
ale ciała się pieprzą pośrodkiem atłasu
a my biedni musimy musimy patrzeć
Tekst jest niespójny wewnętrznie, niektóre stwierdzenia wydają mi się "rżąco" zbędne. Nie mające wpływ na całość kompozycji. Ogólnie pare dobrych momentów, jednak całość średnia. Momentami ciężkie zwroty, jakby autor nie do końca potrafił napisać to, o czym myślał.
na tym "rżąc" można się potknąć a właściwie zbyt gwałtownie zahamować - cóż, wiersz niczym jazda samochodem... cięzka jazda.
tak by the way, witam po długiej przerwie wszystkich :)
pozdrawiam
for
2. Tekst przestał mi się podobać już jakiś czas temu. Przetrawił mi się. I szczerze mówiąc, nie wiem jakie są jego wady, bo nikt nic nie napisał, ale strzelam, co mi się nie podoba.
forever - myślałem, że pieprzenie jest ostrzejsze. Ale nie mogłem napisać "pieprząco zbędne". Choć właściwie mogłem.
Przyznam się, że samochodem jeżdżę rzadko, najczęściej w roli pasażera. To chyba nie jest zbyt skomplikowane, prawda?
pieprzenie zbędne aby zwracać na nie uwagę, może przejadło się już? tutaj akurat pasuje, bo samo pieprzenie jako słowo ma zabarwienie negatywne i podkresla wulgarność, ale jednak mocniej na mnie podziałało "rżąc". Wiadomo - w co drugim wierszu coś się czymś [ktoś z kimś, ktoś coś] pieprzy, w opowiadaniach wiele rzeczy jest pieprzonych... to już nie robi wrażenia.
A może ludzie boją sie komentować takie wiersze?
Pasażerem jesteś, ale w przypadku tego wiersza - kierowcą, tak myślę. Sama rownież jeżdżę jako pasażer, jesli przy wyznaniach samochodowych jesteśmy:)
pozdrawiam
forever
Ale próbując odtworzyć - najgorzej jest chyba, kiedy pieprzy sam autor. No i właśnie aż każe patrzeć, aż bije po łapach i zabiera pilota. I pokazuje i wskazuje antenką: "tutaj pisząc doznaję rozkoszy". Grafomania w praktyce. Ecce Homo.
Tak więc, więcej rżenia (nie rżnięcia), aby zatrzymać, przefascynować, zwrócić. Złamać dyszel :) Pociągnąć ręczny, włosy i do odpowiedzialności :)
A za głos bardzo dziękuję. Czego chcieć więcej? To chyba jasne! Komentarzy! Koszę! ;)
A jeśli już mówimy o sztuce, to pozwolę sobie od niej odejść, jak pisałem, inspiracyjnie:
zerżyj ze mnie szaty
z pianą na ustach
i w skrzypiącej kulbace
pojedźmy w stronę słońca
(tam musi być jakaś cywilizacja)