owiniesz sobie mną szyję jak szalem
w puszystym kokonie ciała wymacasz spragnione
dłonie a ich drętwe palce ogrzejesz przy ustach
jak w jaskini gdzie pierwszy mężczyzna pierwszej
kobiecie wcisnął w brudne ręce dwa liście paproci
podtrzymasz tradycję i nie zostawisz mnie z pustką pod paznokciem
i ja zapętlę się w niezmierzony sznur tak jak gdy na szyi
skazańca kat zaciska szorstki gruby powróz
pozwolisz mi wypić z tętnicy kolor i smak i drżenie
i będę wrastać powoli w pory skóry i w mięśnie
aż dosięgnę głęboko i będzie gorąco jak w piekle i czerwono
i nie zdejmiesz mnie z siebie nigdy choćbyś bardzo pragnął
z twarzą wtuloną w mój brzuch gdzieś pośrodku z okiem
wpatrzonym w moje zrośnięty ze mną jak dwa chore drzewa
nie będziesz widział ani słyszał niczego poza nami
Wiersz bardzo dobry
Pozdrawia
Bartek