zdarzenie

charlotte

Bezosobowo
złożyłam usta
do uśmiechu

Do krzyku - ręce
splotły się
lekko zakrzywione
palce otarły się
o skórę dłoni
Niesłyszalny szelest

Oczy
zostawiły niebieski
ślad tęczówek
na białej ścianie -
twarda i martwa
stała
się przejrzysta

Przedmiot jest tam
na zewnątrz - powiedział
A twoje >Ja<
oddalone od niego

Słowo nie dotyka
to twoje spojrzenie
wypala >znaki< na mojej
twarzy

Wylękniona
szukałam ułamków
jego słów na dywanie

Stały - jego słowa -
poukładane między
półką a krzesłem
posłuszne
żywe słowa
- z emocji myśli
- z myśli napełnionej
uczuciem do myśli
- okalającej się
- samowystarczalnej
- związanej myślą o
myśleniu - myśli

Ja tymczasem znikałam
rozpływałam się
aż pozostała
>istota<: strach
który samotnie
tramwajem wrócił
przez miasto
by w domu z trudem
boleśnie
przyoblec moje ciało

Napowrót
stałam się
jednością
charlotte
charlotte
Wiersz · 4 czerwca 2000
anonim