Pod niebem zasnutym po horyzont
Grubą chmurą szarych istot
Depczesz bezkresne zagony pytań
Swoim pewnym, odpowiedziowym krokiem.
Misternie rzeźbione śniegowe płatki,
Które łapiesz w dłonie zwyczajem z dzieciństwa,
Jeden po drugim spływają papilarnymi wąwozami,
By wyparować na pustyni wspomnień.
Piorunem przypadku wybity
Z wody słów i wiatrów myśli,
Kierowany grawitacją Twojego umysłu
Lecę do Ciebie Ja - niezniszczalny płatek śniegu.
Kiedy łapiesz mnie w dłonie, obracasz palcami,
Ja wnikam do Twego myśloobiegu i słucham...:
"Plastikowy jakiś? A zresztą."
Upuszczasz mnie i idziesz dalej.
Znaczy zbyt, albo za mało fabularne. :)