Kocham lżyć Twą słodycz
Uwielbiam niszczyć Cię drożdżowa maso
Szanuję pieprzących Twą ciemnoczerwona duszę
Pragnę pluć na twoją lukrowaną skórę
Smakuję Twego zawistnego piękna
Tyś okrutną boginią konformizmu
Szykanuję uczucie... do Twych palących mą duszę ust, do ognistych niczym promieni rydwanów słońca włosów, do Boskiego ciała Twego, do intymności, czułoćci twych pocałunków, do tamtej nocy , która wciąż jest mym kompasem w tym surrealistycznym świecie.
jakiś taki górnolotno-wydumany. za dłuuuuugi (moim zdaniem istotą rzeczy jest prostota). a tytuł jakiś taki w stylu serialu 'Seks frytki i rock'n'roll'
Forma ciężko mi podchodzi, ale pomysł warty zainteresowania.
Z drugiej strony, tylko co do tego sformułowania mogę zgodzić się, że charakteryzuje się "górnolotnością i wydumaniem". Reszta, w moim odczuciu, taka nie jest.
Myślę, że po prostu trudno zakończyć tekst posiadający taki (żeby nie było wątpliwości - dla mnie naprawde dobry) początek, tak żeby stworzył spójną, zrozumiałą całość, w dodatku jeszcze taką, którą bez cienia wątpliwości określićby można mianem wiersza. To tutaj moim zdaniem leży "pies pogrzebany". I przez to też nie potrafię się zdecydować na jednoznaczną ocenę tego utworu...
To nie jest poezja.
Zwyczajnie.
Zachowajmy to wyjatkowo pogardliwe sformuowanie dla przemowien politykow, tekstow ustaw, policyjnej palki, zolnierskiego buta i strzalow w tyl glowy....
Możemy się tak umówić?
Gregory Corso
:)