Świat przedstawiony. (opowiadanie)
galazkaakacji
Na samym końcu świata, tam gdzie słońce prawie wcale nie zachodzi, gdzie jest dużo drzew i zieleni, znajduje się niewielkie miasteczko o nazwie Calito.
Tak bardzo trudno w to uwierzyć, ale w XXI. wieku nie ma tam zegarków, wag ani telefonów. Jego mieszkańcy nie znają poczucia czasu czy wartości pieniądza. Calici nigdy nie poznali liczb. Jako środek płatniczy służą białe wiersze, gdyż żyjący tam ludzie nie są w stanie napisać utworu, który wymaga odpowiedniego układu rymów.
Ich ubrania nie są szyte na miarę, ale podczas targów mogą je przymierzać, aż znajdzie się coś odpowiedniego.
Nie mają asymetrycznych fryzur - kochają proste i nieskomplikowane cięcia, a kobiety, w większości, mają jasne włosy.
Sami rządzą miejscem, w którym przyszło im żyć.
Domy, które zbudowali z drewna są bardzo ładne. Brakuje im jednak geometrycznej precyzji, przez co nie zawsze są idealne kształtem.
Mają równe chodniki i deptaki, lubią też odnawiać różne budynki. Gdy kończy się farba, po prostu "kupują" nową, zupełnie nie zawracając sobie głowy obliczeniami. Jedyną znaną im miarą jest "na oko", przez co Calici mają problemy z gotowaniem.
W sklepie można usłyszeć: "Poproszę kilka jabłek."
Żyją w rodzinach pokoleniowych. Wierzą też w Boga, ale nie takiego w trzech osobach.
Kiedy młodzi mieszkańcy wyspy czują się gotowi, idą do szkoły. Choć sale nie są w niej ponumerowane, wszyscy doskonale się odnajdują.
Uczą tam pisania, czytania, poezji oraz języków obcych. Calici mówią biegle po angielsku, francusku, niemiecku i – oczywiście - calicku.
Nikt nigdy nie martwił się tu tabliczką mnożenia czy obowiązkową maturą.
Nie wiadomo dokładnie, ilu mieszkańców jest w tym miasteczku. Nikt ich nigdy nie policzył, ale nie to jest najważniejsze. Calitów nie ogarnęła rządza pieniędzy, lubią za to wzajemną i bezinteresowną pomoc.
Może w tym świecie liczy się coś więcej?
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się