Bardzo nierówny wiersz, momentami nieznośnie banalny, w tej formie absolutnie nie do przyjęcia.
Tytuł: nie wiem co ma wspólnego z tekstem, nie widzę uzasadnienia.
Ten inwokacyjny tryb, połączony z pseudo-młodopolską dramaturgią (w pierwszym i trzecim wersie) jest nie do przyjęcia. Słowo "życie" to już ryzyko, odważnie i naiwnie jak u siedemnastoletniej debiutantki, a do tego "splugawione"! Ten wers, jeśli nie brać go jako jawnej parodii, jest nie do obronienia. Ciężar ładunku lirycznego w trzecim wersie powoduje, że już nie czytelnik łka ze wzruszenia, to łka sam stworzyciel... wiersza oczywiście. Nie dość, że "biedne", to jeszcze "drżące"! Autor nie pozostawia tu czytelnikowi innej możliwości jak wybuchnąć niekończącym się szlochem. Potem dobija go trzysta dziewięćdziesiąt pięć razy rzuconym bez żadnego uzasadnienia zaklęciem. Co to za magia liczb? Skąd uzasadnienie ich użycia w tekście?
W trzeciej strofie znajdujemy : " była wieloma i żadną/ a jednak była" - Co to za banał ?! Nie wierzę...
Może dlatego kiedy napotykam w końcówce "sąd dni", nie potrafię pochylić czoła. Raczej marszczę je ze zdziwienia.
Z kolei w niektórych miejsch w tym wierszu znajdujemy prawdziwe Perły, nie tylko perełki:
W czwartej strofie: " potem już tylko spacer po wodzie/ i przyjęta na wiarę obecność" - rewelacja, delikatne, inteligentnie i zmysłowe, mimo oczywistych konotacji biblijnych;
"jesteś kolorowym paciorkiem/ na mojej pogańskiej dłoni - Świetne! nośne, poruszające; piękny obrazek.
I od tego mógłby Pan zacząć raz jeszcze, Drogi Autorze. Powodzenia życzę.
Tytuł: nie wiem co ma wspólnego z tekstem, nie widzę uzasadnienia.
Ten inwokacyjny tryb, połączony z pseudo-młodopolską dramaturgią (w pierwszym i trzecim wersie) jest nie do przyjęcia. Słowo "życie" to już ryzyko, odważnie i naiwnie jak u siedemnastoletniej debiutantki, a do tego "splugawione"! Ten wers, jeśli nie brać go jako jawnej parodii, jest nie do obronienia. Ciężar ładunku lirycznego w trzecim wersie powoduje, że już nie czytelnik łka ze wzruszenia, to łka sam stworzyciel... wiersza oczywiście. Nie dość, że "biedne", to jeszcze "drżące"! Autor nie pozostawia tu czytelnikowi innej możliwości jak wybuchnąć niekończącym się szlochem. Potem dobija go trzysta dziewięćdziesiąt pięć razy rzuconym bez żadnego uzasadnienia zaklęciem. Co to za magia liczb? Skąd uzasadnienie ich użycia w tekście?
W trzeciej strofie znajdujemy : " była wieloma i żadną/ a jednak była" - Co to za banał ?! Nie wierzę...
Może dlatego kiedy napotykam w końcówce "sąd dni", nie potrafię pochylić czoła. Raczej marszczę je ze zdziwienia.
Z kolei w niektórych miejsch w tym wierszu znajdujemy prawdziwe Perły, nie tylko perełki:
W czwartej strofie: " potem już tylko spacer po wodzie/ i przyjęta na wiarę obecność" - rewelacja, delikatne, inteligentnie i zmysłowe, mimo oczywistych konotacji biblijnych;
"jesteś kolorowym paciorkiem/ na mojej pogańskiej dłoni - Świetne! nośne, poruszające; piękny obrazek.
I od tego mógłby Pan zacząć raz jeszcze, Drogi Autorze. Powodzenia życzę.
i zawrót głowy od smaku jej śliny"
bardzo dobry tekst - można się wczuć w smak tej chwili ;)