niezagojone rany - to trochę mnie odrzuciło - chociaż z drugiej strony to razi wówczas, gdy rozbiera się wiersz słowo po słowie, jeżeli zaprzestać, to wiersz nawet trzyma się kupy, głównie klimatem
sęk w tym, że nie mam wrażenia obcowania ze skończonym obrazem, w sensie, że kompletnym pod względem prawdy literackiej. trochę za szybko przepływa ten wiersz, od niechcenia, był, ale się skończył i zdążył się zapomnieć.
Tematycznie, owszem, całkiem przyzwoicie. Na pewno nie można powiedzieć, że absolutnie uległeś konwencji, ale w podobnym tonie pisywano już w latach siedemdziesiątych. No, ale cóż, trudno jest odkrywać coś nowego każdego dnia.
Słabiej wygląda, moim zdaniem, kwestia języka. Nie wiem dlaczego, ale momentami uciekasz od metafory. Pieniądze, niezagojone rany, nadzieja, miłość...to elementy, które dyskredytują tekst w moich oczach. Zresztą nie tylko te. Z drugiej strony jednak, udało Ci się bardzo wiernie oddać klimat ulicy. Momentami bywa onomatopeicznie, momentami po prostu realistycznie etc - to mocna strona wiersza. Jestem za publikacją, ale warunkowo.
Dzięki estel:). Dość często się zdarza, że się ma wielkie nadzieje do miejsc, ludzi a później to wszystko mija, urok nie jest taki jakim się go wyobrażało. To jest tryptyk ale niestety, miał i błędy i chyba nie "te pisanie" bo na konkursie nie docenili.
Przyznam, że jak zacząłeś od "ulice miasta", to się przestraszyłam, że nie uciągniesz tematu - to chyba jeden z najczęstszych motywów w poezji. Ale uciągnąłeś. To ładne: butwieje - but wieje. Niech nawet wieje trampkiem, peel zapewne zszedł to miasto do zdarcia obuwia. Czyli masz świadomość słowa (mam nadzieję, że to nie przypadek!). Czytam tu takie szybkie podsumowanie czasu spędzonego w konkretnym miejscu z niepokojącym wnioskiem, że być może zmarnowało się ten czas.
hm... jeszcze nie potrafię się wypowiedzieć na temat tego tekstu. coś mnie tu niepokoi i coś się nie zgadza. chciałabym odczuć swąd tej zgnilizny. gdzieś mi ładnie wybrzmiewa postukiwanie, bo jakby podmiot spoglądał z okna domu/bloku usytuowanego w pobliżu torów kolejowych. jest możliwość ucieczki z tego obrzydliwego świata, ale nie korzysta się z niej. krok raczej idzie w te próżne pogawędki.
trzeba by tu jeszcze popracować, bo np wyskakują nagle niezagojone rany, a przecież wcześniej tak bezosobowo biegnie tekst - jakieś miasto, porzucony but. coś mi ogólnie nie gra w tym tekście, ale nie potrafię wskazać.
tak sobie myślę, że metafory muszą mieć jakikolwiek, choćby najmniejszy sens nawet dosłownie, zwłaszcza jeśli są podkreślone przerzutnią, a nie słyszałam jeszcze, żeby ocen (czyli woda) mógł butwieć. Ale ja się przecież nie znam...
sęk w tym, że nie mam wrażenia obcowania ze skończonym obrazem, w sensie, że kompletnym pod względem prawdy literackiej. trochę za szybko przepływa ten wiersz, od niechcenia, był, ale się skończył i zdążył się zapomnieć.
"momenty były"?
no, nie było
Słabiej wygląda, moim zdaniem, kwestia języka. Nie wiem dlaczego, ale momentami uciekasz od metafory. Pieniądze, niezagojone rany, nadzieja, miłość...to elementy, które dyskredytują tekst w moich oczach. Zresztą nie tylko te. Z drugiej strony jednak, udało Ci się bardzo wiernie oddać klimat ulicy. Momentami bywa onomatopeicznie, momentami po prostu realistycznie etc - to mocna strona wiersza. Jestem za publikacją, ale warunkowo.
trzeba by tu jeszcze popracować, bo np wyskakują nagle niezagojone rany, a przecież wcześniej tak bezosobowo biegnie tekst - jakieś miasto, porzucony but. coś mi ogólnie nie gra w tym tekście, ale nie potrafię wskazać.