"teraz promuję stwardnienia
rozsiane w przyszłości z jedną niewiadomą" - naprawdę fajnie wykorzystałaś tutaj przerzutnię :) Dawno cię nie czytałam, a przynajmniej jeśli czytałam, to nie zapamiętałam. A tutaj wyszło zgrabnie, rozwijasz się, co?
a jednak rozważ przejście z jednej, lub drugiej wybranej części tytułu... Złudziłam się/ do ostatniej nadziei"
Mnie się jakoś ciekawie czyta tutaj ... do ostatniej nadziei teraz promuję... itd... ;-) w czytaniu na głos, niskim głosem, niespecjalnie wymuszonym (ewentualnie naturalnie zachrypniętym, biorąc pod uwagę pogodę za oknem), krótkie , proste komunikaty, proste zestawy zdań/słów są i łatwiejsze w wymowie i dla pojmowania... a gdy się po chwili wsłuchać... wczytać w dźwięk... myśl dopada... nieszablonowości... takim , z lekką flegmą dżentelmena... lub damy. Nie wiem czemu, ale przyszedł mi tutaj do głowy obraz Angielskiejj Lady w dialogu z Arystokratą z tego samego terenu ;-) Pewnie chodzi o sposób kontaktu;-) Powiedzmy że nie wiem;-) Dlaczego /? /I co/? /Mówię?
i chyba tu jest sedno. kobieta z wenusjańskiego przechodzi na marsy. bynajmniej nie batonikiem.
Tak... dajesz oddychać... Wypada iść za potrzebą i subtelnie, dyskretnie popląsać na znaczeniach. Zwłaszcza, gdy mówimy o rzeczach rzeczywiście znaczących. Ważnych. Arcyważnych? Najważniejszych po prostu. O kontakcie, zamknięciu obiegu. Przyziemności, a nie uziemieniu. O zwykłym zejściu na ziemię.
Arcydzieło to nie jest, ale chyba w tym rzecz. Niekoniecznie potrzebne palpitacje powiązane z niezwykłościami. Zwłaszcza, gdy ryzykujemy perspektywą odrętwienia w sytuacji braku. Tęskniąc za czymś co zabierze dech, bywa że gubimy sens zwykłego oddychania.
Chyba to u Ciebie lubię najbardziej, w Twoich wypowiedziach, czasem wierszach. Pląs na lakonicznościach. Pląs na znaczeniach. Pląs na sensie i ... po prostu ludzki sens i komunikat.
Jako facet powiem Ci, we własnym imieniu. że nieźle posługujesz się marsjańskim sposobem wyrazu, dając wewnętrznemu wenus możliwość zbliżenia do współrozumienia Do dotarcia... Cześć...
z jednej strony wstrząsa, że tak powiem "na twoją nutę"... z drugiej... wiesz ... tak po prawdzie, chociaż sam lubię u innych i lubuję się ( i w jednym i w drugim przypadku, na zasadzie dopełnień) w tytułach nie za krótkich... to ... wiesz ... nie wiem, czy w klimacie wiersza nie wystarczy albo "złudziłam się" albo "do ostatniej nadziei". w sumie wtedy jakoś samo-sugestywnie od tytułu mamy ciągłość z tekstem.
Ryzykowna gra na stwardnieniu rozsianym. Pomijam prywatne doświadczenia u bliskich mi osób, lub bliższych. Nie o urazę tu idzie. Nie wnikam, czy aby gdzieś doświadczenia w otoczeniu podmiotu nie wymogły tej gry.
Po prostu przerzutnia ze stwardnienia do następnego wersu po pierwszym wstrząsie (obojętnie z jakich przyczyn, czy życiowych czy językowych, gdy mówimy o wierszu) dość szybko się zobojętnia. Fakt, sama też gładzisz, wygładzasz szok tekstem. I stwardnienie zaczyna być swoją nową niewiadomością rozsiane do innych rozwiązań.
Trzeba przyznać, że panujesz na granicy między ścisłym znaczeniem przerzuconego terminu, a owym nierozwiązanym niewiadomym, gdzie mamy jakiś paraliż w stosunkach międzyludzkich, które "coraz słabiej"...i wymuszają potrzebę poszukiwania, by "zaspokoić potrzebę oddychania"
tu swoją drogą, metodą luźnych obserwacji, zastanawiam się, czy aby potrzebne powtórne "rozsianie" . Dwa wersy:
"rozsieję fantazyjnie ubarwię
i pójdę w obojętność" wydają się i wkomponowane i zbędne. Jakby bez nich i tak przejście do puenty miałoby podobną wymowę. Jasne, rozumiem pewną potrzebę piękna, marzenia, zmiany znaczenia (???) w tej sytuacji, ale ...
kuźwa... skomponowałaś to i poprawnie i ...
"zaspokoję potrzebę oddychania"
---------------------------
Właściwie, jest tak, że zatrzymujesz, skupiasz, ale i ... ???... oki ... póki co nie wiem... źle nie jest... jest poprawnie, może nawet lepiej... muszę odetchnąć. potrzebuję i ... tyle wiem, że tu wrócę, by odsiać w sobie... i pooddychać... ponownie... A to już , chyba (?) pewien atut... Pozdrawiam;-)
rozsiane w przyszłości z jedną niewiadomą" - naprawdę fajnie wykorzystałaś tutaj przerzutnię :) Dawno cię nie czytałam, a przynajmniej jeśli czytałam, to nie zapamiętałam. A tutaj wyszło zgrabnie, rozwijasz się, co?
uderzasz coraz słabiej
do mnie
Dubluje się zaprzeczenie. Wytrąca. Pewnie dlatego ten "nie na temat" jest nie na temat. :)
Mnie się jakoś ciekawie czyta tutaj ... do ostatniej nadziei teraz promuję... itd... ;-) w czytaniu na głos, niskim głosem, niespecjalnie wymuszonym (ewentualnie naturalnie zachrypniętym, biorąc pod uwagę pogodę za oknem), krótkie , proste komunikaty, proste zestawy zdań/słów są i łatwiejsze w wymowie i dla pojmowania... a gdy się po chwili wsłuchać... wczytać w dźwięk... myśl dopada... nieszablonowości... takim , z lekką flegmą dżentelmena... lub damy. Nie wiem czemu, ale przyszedł mi tutaj do głowy obraz Angielskiejj Lady w dialogu z Arystokratą z tego samego terenu ;-) Pewnie chodzi o sposób kontaktu;-) Powiedzmy że nie wiem;-) Dlaczego /? /I co/? /Mówię?
psyt;-)
Pozdrawiam.
Tak... dajesz oddychać... Wypada iść za potrzebą i subtelnie, dyskretnie popląsać na znaczeniach. Zwłaszcza, gdy mówimy o rzeczach rzeczywiście znaczących. Ważnych. Arcyważnych? Najważniejszych po prostu. O kontakcie, zamknięciu obiegu. Przyziemności, a nie uziemieniu. O zwykłym zejściu na ziemię.
Arcydzieło to nie jest, ale chyba w tym rzecz. Niekoniecznie potrzebne palpitacje powiązane z niezwykłościami. Zwłaszcza, gdy ryzykujemy perspektywą odrętwienia w sytuacji braku. Tęskniąc za czymś co zabierze dech, bywa że gubimy sens zwykłego oddychania.
Chyba to u Ciebie lubię najbardziej, w Twoich wypowiedziach, czasem wierszach. Pląs na lakonicznościach. Pląs na znaczeniach. Pląs na sensie i ... po prostu ludzki sens i komunikat.
Jako facet powiem Ci, we własnym imieniu. że nieźle posługujesz się marsjańskim sposobem wyrazu, dając wewnętrznemu wenus możliwość zbliżenia do współrozumienia Do dotarcia... Cześć...
niepotrzebne racja :)
Ryzykowna gra na stwardnieniu rozsianym. Pomijam prywatne doświadczenia u bliskich mi osób, lub bliższych. Nie o urazę tu idzie. Nie wnikam, czy aby gdzieś doświadczenia w otoczeniu podmiotu nie wymogły tej gry.
Po prostu przerzutnia ze stwardnienia do następnego wersu po pierwszym wstrząsie (obojętnie z jakich przyczyn, czy życiowych czy językowych, gdy mówimy o wierszu) dość szybko się zobojętnia. Fakt, sama też gładzisz, wygładzasz szok tekstem. I stwardnienie zaczyna być swoją nową niewiadomością rozsiane do innych rozwiązań.
Trzeba przyznać, że panujesz na granicy między ścisłym znaczeniem przerzuconego terminu, a owym nierozwiązanym niewiadomym, gdzie mamy jakiś paraliż w stosunkach międzyludzkich, które "coraz słabiej"...i wymuszają potrzebę poszukiwania, by "zaspokoić potrzebę oddychania"
tu swoją drogą, metodą luźnych obserwacji, zastanawiam się, czy aby potrzebne powtórne "rozsianie" . Dwa wersy:
"rozsieję fantazyjnie ubarwię
i pójdę w obojętność" wydają się i wkomponowane i zbędne. Jakby bez nich i tak przejście do puenty miałoby podobną wymowę. Jasne, rozumiem pewną potrzebę piękna, marzenia, zmiany znaczenia (???) w tej sytuacji, ale ...
kuźwa... skomponowałaś to i poprawnie i ...
"zaspokoję potrzebę oddychania"
---------------------------
Właściwie, jest tak, że zatrzymujesz, skupiasz, ale i ... ???... oki ... póki co nie wiem... źle nie jest... jest poprawnie, może nawet lepiej... muszę odetchnąć. potrzebuję i ... tyle wiem, że tu wrócę, by odsiać w sobie... i pooddychać... ponownie... A to już , chyba (?) pewien atut... Pozdrawiam;-)