widzę te Demony :) i tu konwencja tekstu jest w porządku. I to takie jakby duchy domowe ( no tu raczej osobowe). No i nie będę się rozwodzić nad resztą, bo już widzę, że dyskusja tu bucha :). Zdziwiło mnie określenie "łebkami", ale to wywołało dobry efekt w obrazowaniu - teraz już nie takie straszne te Demony, a raczej takie, żeby je po "łebkach" pogłaskać.I w ogóle to mi się skojarzyło ze Złotym kompasem i dajmonami ;)), ale to off the komentarz pozdrawiam
Aby coś oswajać, trzeba wierzyć w istnienie tego czegoś, a jako społeczeństwo rozwijamy się jednak w innym kierunku. Stąd też mówię, że demony (nie w rozumieniu: zrobiłem komuś krzywdę i mam wyrzuty sumienia, czyli gnębi mnie demon przeszłości) związane z pierwotnością, sferą metafizyczną wynikającą z pewnego sposobu tłumaczenia świata, odchodzi.
A te inne demony, jak sądzę chodziło Szancie o smutki, bóle, zawody, krzywdy itd., jasne że można oswajać, pewnie nie jeden terapeuta tak zaleca. Mnie to się widzi raczej jako rozprawienie się raz i na zawsze, zamiast takiego picia herbatki ;)
Świetny tekst i dobre niesie przesłanie. Oswajajmy nasze demony, zaprzyjaźniajmy się z nimi. Bo to prawda, że dzięki nim i temu, że je oswoiliśmy jesteśmy sobą. Każdy ma inne, każdy inaczej oswaja. Justyno, niekoniecznie trzeba własne demony tracić, może nawet właśnie - nie trzeba? Poznać, oswoić...
A te inne demony, jak sądzę chodziło Szancie o smutki, bóle, zawody, krzywdy itd., jasne że można oswajać, pewnie nie jeden terapeuta tak zaleca. Mnie to się widzi raczej jako rozprawienie się raz i na zawsze, zamiast takiego picia herbatki ;)