- Patrzcie - mówił chłopiec, który dla drugiego chłopca i dziewczynki był przywódcą. - Patrzcie - mówił półgłosem. - Oto właśnie. Już ciemno, ale jeszcze niezupełnie. Widać, widać, jak ciemnieje. Cicho!
Stali w bezruchu, patrząc w ciemne niebo.
- Już ciemno - odezwał się po chwili chłopiec przywódca. Mówił tak samo półgłosem jak przedtem. - Już dokładnie ciemno. Teraz jeszcze tylko ta ciemność uspokoi się. Widzicie, jak się uspokaja?
Jakbym się uspokajał z jakiegoś rozkołysania - pomyślał drugi chłopiec - Zawsze to zresztą czułem. Dopiero wtedy odczuwałem to rozkołysanie, kiedy zaczynałem się z niego uspokajać.
- Już - znowu odezwał się chłopiec przywódca. Wszyscy odsapnęli cicho i lekko poruszyli się, jakby się zakołysali. A chłopiec przywódca ciągnął półgłosem dalej: -Szybko to przemija, bardzo szybko. Najpierw robi się zwyczajnie coraz ciemniej. A potem ten moment, kiedy ciemność płynie coraz szybciej i gwałtowniej, zalewa i zatapia wszystko. Potem jeszcze rozleje się i wypełni najmniejsze szczelinki, zakołysze się łagodnie, coraz łagodniej i wreszcie uspokoi się…
Uspokoi się – przedrzeźniał go w myśli drugi chłopiec. – Mógłbym powiedzieć, że czyta w moich myślach, jeżeli za chwilę powie, że to właśnie ten napływ, a potem uspokojenie się ciemności właśnie nas stwarza. Stwarza i dopełnia nas takich, jakimi jesteśmy.
- Dzisiaj powiedziałem wam o tym i zobaczyliście to – mówił dalej chłopiec przywódca. – Jutro zobaczycie jeszcze więcej. Powiem wam to już teraz, żebyście byli przygotowani. Zobaczycie, jak to napływanie ciemności, a potem uspokajanie się stwarza nas właśnie takich, jakimi jesteśmy.
Drugi chłopiec spojrzał na chłopca przywódcę, uśmiechnął się łagodnie i skinął głową.
- Pomyliłeś się – odezwała się drżącym głosem dziewczynka. Drżała z zimna. – Jutro? Powiedziałeś: jutro? Spotykaliśmy się co tydzień…
- Za tydzień – przerwał jej chłopiec przywódca. – Pomyliłem się.
Jutro, za tydzień… - pomyślał drugi chłopiec. – Co za różnica, jakie to ma znaczenie?
- Chodźmy już – powiedział chłopiec przywódca.
- A mnie jest zimno! – dziewczynka z uporem cofnęła się o krok. – Słyszysz? Jest mi zimno! Tydzień temu też mi było zimno. Dlaczego nie pozwalasz mi przychodzić w spodniach?
Lubię ją – pomyślał drugi chłopiec. – Śmieszna dziewczynko.
- Zmęczy mnie wytłumaczenie ci tego – pokiwał głową chłopiec przywódca. – Musisz przychodzić w sukience albo w spódnicy. Wtedy będziesz mogła przychodzić w spodniach, kiedy spodnie nie będą przeszkadzały ci wyglądać jak kobieta. A teraz... - przyjrzał się dziewczynce - teraz byłoby jeszcze lepiej, gdybyś chodziła tutaj z nami boso...
- Nie chcę! - jęknęła dziewczynka. - Kamienie, żelastwo, szkło...
- Płakałabyś, gdybyś się o coś uderzyła lub skaleczyła - powiedział w zadumie chłopiec przywódca. Śmieszna dziewczynko. Cicho byś wtedy płakała... - pomyślał drugi chłopiec.
- Czy... czy mam zdjąć buty? - zapytała z wysiłkiem dziewczynka.
- Zdejmij - odpowiedział z łagodną powagą chłopiec przywódca.
Mógłbyś teraz poprosić ją, żeby się uśmiechnęła - pomyślał drugi chłopiec. - Uśmiechnij się albo chociaż tylko pomyśl o uśmiechu, śmieszna dziewczynko.
- Chodźmy już - powiedział chłopiec przywódca, kiedy dziewczynka zdjęła już buty i patrzyła bezradnie na swoje bose stopy. O odwrócił się i wolno ruszył przed siebie, a tuż za nim ruszyła dziewczynka i drugi chłopiec.
Szli tak prze ciemne, rozległe pustkowie, zostawiając za sobą światła miasta. Czasem chłopiec przywódca przystawał (zatrzymywała się wtedy także dziewczynka i drugi chłopiec), zbaczał w jedną lub w drugą stronę, czasem brał dziewczynkę i drugiego chłopca za ręce i szli tak prze chwilę, wszyscy troje złączeni lekkim uściskiem.
- Tutaj - powiedział wreszcie chłopiec przywódca.
Stali w tym miejscu już dłuższą chwilę. Usiedli powoli i zaczęli wsłuchiwać się w ciszę i w ciemność, która ich otaczała i w swoje milczenie.
- Zaczynaj - przerwał półgłosem milczenie chłopiec przywódca zwracając się do dziewczynki. - Przed tygodniem było da tysiące osiemset siedemdziesiąt siedem lat temu, dzisiaj jest dwa tysiące osiemset sześćdziesiąt sześć lat temu...
Dziewczynka siedziała skulona, pokurczywszy pod siebie bose stopy. Ramionami jej wstrząsały dreszcze, które starała się powstrzymywać.
- Dwa tysiące osiemset sześćdziesiąt sześć lat temu... - podniosła głowę i rozejrzała się. - Tam - wskazała w ciemność - było dwa tysiące osiemset sześćdziesiąt sześć lat temu...
Tam, gdzie wskazywała dziewczynka, siedzieli przed tygodniem. Za każdym razem zatrzymywali się w innym miejscu.
Mów, śmieszna dziewczynko. Tamten ranny myśliwy napił się wody w strumieniu, a potem w naszym dzisiejszym miejscu pobudował dom? A może nie było tu nikogo?
Dziewczynka opowiadała. Jakby przestała odczuwać zimno. Mówiła niegłośno, ale z przejęciem. Chłopiec przywódca i drugi chłopiec nie przerywali jej nawet gestem. Nikt zresztą nikomu nie przerywał, ani po skończeniu opowieści o nic nie pytał.
- Tak... - powiedział po chwili milczenia chłopiec przywódca, kiedy dziewczynka skończyła opowieść... - Ty - dotknął ręki drugiego chłopca.
Wszyscy troje siedzieli teraz w milczeniu.
Drugi chłopiec nie mówił nic. Nigdy nie mówił nic.
- My będziemy opowiadać - powiedział na początku ich spotkań chłopiec przywódca, wskazując na siebie i na dziewczynkę. - A ty nie będziesz mówił nic. Będziesz tylko myślał o tym, co tu kiedyś mogło się dziać. I nigdy nie będziesz nam później mówić, co myślałeś.
Jesteś bardzo śmieszną dziewczynką - myślał teraz drugi chłopiec. - I bardzo cię lubię, śmieszna dziewczynko. Myśleć dzisiaj tylko o tobie?
O tym, co mogło dziać się prze tysiącami lat w miejscach, gdzie teraz przebywali, przestał myśleć dawno.
Zabawne... Oczekiwać z zaciekawieniem na różne myśli... Zabawne. Choćby teraz - kierował soje myśli do chłopca przywódcy. - Myślę przecież o tobie. I jest mi cię może trochę nawet i żal. Właśnie teraz, tylko w tej chwili. Bo przecież, jeśli może już za tydzień usiądziemy na tym samym miejscu...
Pewnego razu drugi chłopiec poszedł na pustkowie następnego wieczoru po ich spotkaniu. Przyniósł ze sobą kawałek szmaty, kawałek papieru i szpagat. Wyszukał połówkę cegły, owinął ją w szmatę, później w papier, a potem ciasno obwiązał szpagatem. Położył pakunek na ziemi i uważnie mu się przyjrzał.
Na pewno niczego nie zauważą - pomyślał o chłopcu przywódcy i dziewczynce. - Usiądziemy tu kiedyś zupełnie zwyczajnie. I wtedy właśnie będzie to można zrobić, kiedy tylko przyjdziemy w to miejsce i usiądziemy. Od razu, właśnie wtedy.
Odchylił się, podniósł głowę i patrzył przez chwilę w niebo. Znów skierował swe myśli do chłopca przywódcy. Nie wiesz, jak to będzie? Dwa uderzenia w tył głowy. Bardzo silne. Jedno - odczekanie - i drugie. Te kilka dni, póki jeszcze gdzieś tam będziesz, będą niewiadomo jakie. Ale potem... Wieczory, jasny pokój i myślenie, myślenie o cichej ciemności tutaj i o śmiesznej dziewczynce, która też będzie sama w jakimś pokoju.
Skierował teraz swoje myśli do dziewczynki: A ty? Co zrobisz wtedy, kiedy to się stanie? Uciekniesz stąd z płaczem? Czy może wrócimy razem i rozstaniemy się tam, gdzie zawsze się spotykamy? Powiesz komuś o tym? Nie wiem, przecież zupełnie mnie nie znasz, wszyscy troje w ogóle się nie znamy i nie wiemy, skąd tutaj przybywamy. A może dowiedzieć się gdzie mieszkacie? Ciekawa, coraz ciekawsza myśl...
Po chwili wolno podniósł i tak samo wolno opuścił rękę, dają znać chłopcu przywódcy, że skończył myślenie.
Gdy człowiek czegoś nie rozumie, to staje się to takie mistyczne. Jakby autor wiedział więcej od czytelnika. A ja myślę, że udaje. Czytałem lepsze. Ocenianie byłoby nie na miejscu.
Btw, dlaczego ten tekst poszedł do twórczości autorskiej?
Dlaczego pierwsza linijka nie ma akapitu?
Jeżeli chodzi o akapit, przepraszam, mój błąd.
O co chodzi z tym krótkim stażem?