niedorzeczne. . .
A wszystkie te mądre – niemądre sentencje wysnułam, gdy pewnego letniego wieczoru obserwowałam z okna mieszkania mojej siostry, jedną z poznańskich ulic na Wildzie - dzielnicy uważanej za najbiedniejszą w stolicy Wielkopolski, ale jednocześnie chyba za najciekawszą ! Tutaj życie wyglądało zupełnie inaczej. Ludzie nie kupowali odzieży w firmowych sklepach na św. Marcina, lecz zaopatrywali się w nią w kilku, spośród tysiąca wildeckich „lumpexów”. Rankiem często można było tu spotkać bezdomnych, pchających wózki z butelkami lub ulicznych pijaków, spoczywających pod zniszczonymi kamienicami. Wieczorem zaś, ulice tętniły życiem ! W bramach rzadkością nie była groźnie wyglądająca młodzież z puszkami piwa w rękach, butelkami po różnego typu nalewkach lub szklanymi fifkami, natomiast z okien wiekowych kamienic niejednokrotnie dobiegała głośna muzyka. Taki obraz kreślił się tu każdego dnia . . . Zupełnie abstrahował on od przewodnikowego opisu Poznania – miasta biznesu, słynnych targów i II krzyży, upamiętniających wydarzenia czerwcowe z 1956 roku.
Takie właśnie było moje miasto . . . ale tylko w grubych książkach opisujących jego historię . . . Rzeczywistość była zupełnie inna.
Był początek sierpnia – zwykłego, letniego miesiąca zapowiadającego koniec wakacji, a tym samym – i powrotu do szkoły. Bałam się tego – cholernie bałam się ostatniej klasy – matury, a potem – w zależności od jej wyniku – dalszych konsekwencji – egzaminu na upragnione studia lub rozczarowania i mnożących się z każdym następnym dniem – znaków zapytania. Gdzieś w głębi serca pozostała jednak nadzieja, że będzie dobrze. Musiałam w to wierzyć, bo podobno : „ wiara czyni cuda” – kiedyś, ktoś mądry napisał mi to na kartce świątecznej. Chociaż w okolicy, w której wówczas mieszkałam, pojęcie: wiara, było już dawno przebrzmiałym archaizmem.
Powietrze było ciężkie, a upały nie pozwalały nawet na spokojny sen nocą. Ubrania lepiły się do ciała i z każdą chwilą coraz bardziej przesiąkały potem. W domowych lodówkach, zimne napoje zajęły miejsce wędlin i warzyw, ustępując jedynie produktom mlecznym :] Wszyscy czekali tylko na jedną rzecz – deszcz lub
( choć ) kilkustopniowe ochłodzenie powietrza.
Siedziałam przy otwartym oknie na poddaszu kamienicy przy ulicy Kosińskiego w Poznaniu. Tu właśnie mieszkała moja siostra, Żaklin ze swoją rodziną – mężem Grzesiem i 9-miesięczną córeczką, Gabrielą. Ich mieszkanie nie było duże, ale za to bardzo przytulne i nowoczesne. Ilekroć się w nim znajdowałam w głowie pojawiała mi się myśl : że kiedyś też chciałabym mieć taki właśnie kącik. Rozpoczynał je mały korytarz z zielonymi, pastelowymi ścianami i wkomponowanymi w nie jasnymi panelami. Po jego prawej stronie znajdowała się duża, drewniana szafa z białymi, mrożonymi szybkami i toną rzeczy, którą mieściła w swym wnętrzu. Po lewej stronie korytarza zaś umiejscowiona była pułka na buty, zalegana zawsze przez tysiące par obuwia ( mojej siostry oczywiście ), a tuż obok niej, nieco wyżej – niewielka pułeczka , na której lekko spoczywał aparat telefoniczny. Prawą ścianę korytarza zdobiła zasuszona gałąź jemioły i przypięte do niej zielone, gliniane dzwonki z brązowym ornamentem. Za ową ozdobą usytuowana była niewysoka, dwuczęściowa szafka, na której znajdowały się 3 wąskie, zielone butelki spełniające funkcje wazoników, bowiem umieszczone w nich były drobne, suszone, żółte kwiatki. Korytarz kończyły drewniane drzwi z szybkami z tworzywa sztucznego, prowadzące do łazienki oraz bezpośrednie wejścia do kuchni, niewielkiego saloniku i pokoju Gabrysi.
Kochałam to miejsce. W pewien sposób mnie uspokajało – dawało poczucie jakiejś wewnętrznej ciszy i głębokiego optymizmu – coś, czego bardzo brakowało mi w domu . . .
Przez uchylone okno kuchni obserwowałam ciemne niebo. „ Jeden, dwa, trzy, . . . siedem. Ten, kto mnie kocha, ten, kto o mnie myśli, niechaj mi się dzisiaj przyśni ”, powtarzałam słowa wyliczanki, patrząc na srebrne, wesoło migające gwiazdki, które w rozproszeniu oplatały księżycowy rogalik. „I tak pewnie nic mi się nie przyśni”- pomyślałam odchodząc od okna. Chwyciłam czarno – srebrnego discmana leżącego na kuchennym stole. Założyłam buty, po czym wybiegłam z mieszkania, pospiesznie je zamykając. Chwilę później stałam już przed bramą zabytkowej kamienicy przy ulicy Kosińskiego 25. Małe „światełka” intensywnie migały już na atłasowym niebie, więc szybko skierowałam się w stronę ulicy 28 czerwca, gdzie znajdował się przystanek tramwajowy. Gdy podjechała 2 wsiadłam do stalowej żółto – niebieskiej maszyny, zajmując jedno z małych plastikowych krzesełek.
Przed oczami przelatywały mi urywki obrazu Poznania – miasta, które kochałam i jednocześnie nienawidziłam. Tramwaj szybko pokonywał kolejne przystanki: Rynek Wildecki, Dolną Wildę, później i Półwiejską oraz Plac Wolności, na którym to przystanku wysiadłam. Plac Wolności był moją ulubioną miejscówką w stolicy Wielkopolski. Zawsze można było spotkać tu chłopaków na deskach, rolkach i Bmx-ach, ludzi mierzących się na wolno we freestyle\'u no i grafficiarzy, do których zaliczałam się również ja. Uwielbiałam tą placówkę, przypominała mi o niewielu momentach w moim życiu, w których tak bardzo chciało mi się krzyczeć na cały świat: „ trwaj chwilo, trwaj!”. Które to momenty minęły bezpowrotnie . . . Już zapomniałam, jak to jest być naprawdę szczęśliwą, niczym się nie martwić, nie przejmować, nie żałować, nie płakać, mieć obok siebie kogoś, kto by mnie kochał . . .
Patrzyłam na schody przy Empiku, tak tłumnie zalegane już przez „małolatki” wypatrujące, wśród przechodzących wyrostków „potencjalne obiekty westchnień”.
Czas tak szybko leci i wszystko tak nagle się zmienia ! Jeszcze kilka lat temu takie „podlotki” gardziłyby tym miejscem, takimi ludźmi – nazywanymi przez media „elementami kultury hip-hopowej”, „huliganami” lub „blokersami”. Dzisiejsze pokolenie młodych zostało jednak nazwane pokoleniem hip-hopowym i nikogo już to nie dziwi. Fajnie jest robić groźne miny, nosić modne ciuchy i udawać kogoś innego. W gruncie rzeczy jest to wina tylko i wyłącznie człowieka. Ma on bowiem wrodzoną potrzebę udawania, by inni widzieli go lepszym niż jest w rzeczywistości. To czysty obłęd ! Tak, to właśnie obłęd rządzi tym światem, Mówi nam za czym biec, co mówić, jak wyglądać, a już na samym początku zanika wszystko to, co w człowieku jest prawdziwe. Pozostaje pustka. Taka właśnie pustka wypełzała z wnętrza owych „małolatek”, nie dosięgających wzrokiem nawet czubka własnego nosa i mających wielkie mniemanie o swojej osobie. Chciało mi się płakać, bo miałam świadomość, że to właśnie ja pozwalam na istnienie i kreowanie takich jednostek – na bezsens ich egzystencji, patologiczny egotyzm. Tak, to była moja wina ! Żyłam w świecie, którego nie potrafiłam zmienić, który z każdym dniem ulegał coraz większej destrukcji, który po prostu umierał . . .
Usiadłam na jednej z drewnianych ławek pomalowanych na biało i ustawionych wzdłuż Placu Wolności. Blask dawno już wygasłych kamyczków subtelnie oświetlał ciemne ulice ponurej metropolii. Włączyłam discmana, chwilę później z małych słuchawek, przypominających czarne ślimaki, popłynęła muzyka. „ Krew ziemi sól, solą ziemi krew, gniew rodzi ból, tak jak ból rodzi gniew”. Uwielbiałam ten utwór, co prawda nie nastawiał zbytnie optymistycznie do absurdalnej rzeczywistości, ale za to uspokajał – był swoistym „lekiem na całe zło”, perspektywą, był jedyną prawdą . . .
No proszę ! Kogo ja widzę ? - usłyszałam znajomy głos
Supas ! - wykrzyknęłam rozpoznając zarysy ciemnej postaci stojącej przede mną
Nie przywitasz się ze mną dziewczynko ? - zapytał
Pewnie, że tak – powiedziałam przytulając się do owej tajemniczej osoby, najmocniej, jak tylko mogłam
Brakowało mi ciebie, dziewczynko – szepnął Supas, całując mnie w policzek
Mi ciebie też – przytaknęłam, wciąż wtulając się w t-shirt nieznajomego
W rzeczywistości był to ktoś, kogo bardzo dobrze znałam i kto znał mnie lepiej, niż ja sama. Supas, czyli Wojtek Herbert był jednym z najlepszych poznańskich grafficiarzy, reprezentant EI CREW, a niegdyś – mój przyjaciel . . .
I co tam słychać dziewczynko ? - zapytał chłopak
Hmm . . . dużo się zmieniło, właściwie prawie wszystko – odparłam
Ale ty chyba nie ? - powiedział pytająco Supas- Nadal masz superstary z czarnymi sznurówkami, B3 na tyłku i ten cieplutki uśmiech . . . nawet pachniesz tak samo – powiedział kładąc głowę na moim ramieniu.
Ale zmieniłam się w „środku”, chyba wreszcie dorosłam – szepnęłam
Oli, co z tobą ? Jakby życie z ciebie uciekło, nie poznaję cię
Wiesz, ja czasem sama siebie nie poznaję, ale może to dobrze ?
No coś ty, Oli wypluj te słowa ! Widzę, że brakowało ci mojego towarzystwa przez te pół roku
Tak . . . nawet nie wiesz jak bardzo. Wojtek, przepraszam, że wtedy tak wyszło, ja nie chciałam ci tego wszystkiego powiedzieć . . . - szepnęłam
Wiem dziewczynko, wiem – odparł chłopak miło się uśmiechając – Chodź, przypomnimy sobie stare czasy – powiedział Supas chwytając mnie za rękę i ciągnąc za sobą
Dokąd idziemy ? - zapytałam
Zobaczysz dziewczynko, a poza tym przekonasz się, jak prowadzę. Wreszcie zadałem prawko, a stary wyjechał na delegację, więc mam samochód do końca tygodnia.
Hmm . . . to gratulacje, że wreszcie zdałeś, aż nie chce mi się w to wierzyć. Dałeś w łapę ? - zażartowałam
Nie, no co ty ? Za kogo ty mnie masz?Jestem uczciwym chłopaczyną
Od kiedy?he, he – zaśmiałam się
Oj, ty ! - wykrzyknął Supas coraz mocniej ściskając moją dłoń
Przecież żartuje. W obliczu całkowitego zakłamania stanowisz wyjątek, wręcz „białego kruka”
Ja ? A ty? - zapytał chłopak- To ty zawsze byłaś osobą, na której każdy mógł polegać i nigdy się nie zawiódł, która oddałaby ostatnią rzecz dla kogoś potrzebującego.
A co ma piernik do wiatraka ? To nie uczciwość, w dzisiejszym świecie takie pojęcie w ogóle nie istnieje, to tylko archaizm – szepnęłam spuszczając głowę. Moje oczy wolno wędrowały po marmurowych schodach odchodzących od Placu Wolności do parkingu znajdującego się tuż za nim. Schody w gruncie rzeczy nie przypominały jednak schodów, a jedynie zespół kształtów, albo raczej konturów nie mających ze sobą logicznego powiązania. Miasto nie było już miastem. Lecz geometryczną figurą nie posiadającą jakiegokolwiek sensu. Wszystko w jednej chwili nagle przestało egzystować. Tylko ja i Wojtek oddychaliśmy nadal swobodnie, jednak i powietrze nie było tym samym. Wydawało się w tej chwili czyste i lekkie, pozbawione wszelkich toksyn i zanieczyszczeń. Zupełnie, jak byśmy oddychali własnym życiem, własnymi ideami.
Archaizm ? ! - wykrzyknął Supas zatrzymując się przy srebrnej Fabii – Ty chyba pranie mózgu miałaś !!! albo za dużo zioła palisz. Może rzeczywiście trudno doszukać się w tym świecie jakiejś równowagi i spokoju, ale szczerość istnieje. Jest w każdym człowieku i w każdej rzeczy, którą widzisz codziennie. Pytanie tylko, czy chcesz ją dostrzec? - powiedział chłopak otwierając mi drzwi ojcowskiej Skody – Proszę ! - usłyszałam jego głos
Dziękuję – odparłam- Nie masz racji – pomyślałam. Gdyby szczerość naprawdę istniała ludzie nie wymyśliliby polityki i nędzarstwa. Człowiek po prostu by żył, zwyczajnie egzystował, zamiast każdego dnia zabijać ostatnie pierwiastki prawdy swym cynicznym łgarstwem.
Srebrna Skoda Fabia wolno ruszyła z zabytkowego, wyłożonego betonowymi płytami parkingu przy Placu Wolności. Supas włączył radio, chwilę później z głośników popłynęła czarna muzyka Busta Ryhmes. W naszych relacjach wyczuwało się teraz jakieś napięcie, albo raczej konflikt ideii i poglądów. Płynęło to z samych spojrzeń, zupełnie już nie spotykających się, które zaledwie przez kilka minut zdołały się poróżnić. On też to czuł.
Od kiedy masz prawko ? - zapytałam, chcąc rozluźnić atmosferę – Rzeczywiście dobrze prowadzisz, zresztą zawsze mistrzowsko to robiłeś, nawet gdy nie miałeś papieru – zaśmiałam się
Już mnie tu mała nie czaruj, nie zapominaj, że cię znam – powiedział z uśmiechem Supas- A prawko mam od 2 miesięcy – dopowiedział chwilę później
Zdane za pierwszym razem ?
Oczywiście – zaśmiał się chłopak – Oli . . .
Tak ? - zapytałam
Sorry, zdenerwowałem się
Przecież wiesz, że się nie gniewam – powiedziałam
Wiedziałem, że to powiesz – uśmiechnął się
Ciekawe skąd ? he, he – zaśmiałam się zmieniając płytę w mieniącym się niebieskimi światełkami, czarno – srebrnym radiu
Hej, dziewczynko ! Zostaw, lubię Busta Ryhmes !
Wiem – powiedziałam z ironią – Ale to, co teraz poleci też ci się spodoba, przynajmniej kiedyś to lubiłeś – szepnęłam wciskając mały guziczek z zielonym trójkącikiem. Z głośników zaczęła płynąć muzyka : „ A pamiętasz jak 93, Alfa, Kolorszok, a wśród nich i ty . . .”
He, he, nie zapomniałaś ? - szepnął
Pokręciłam przecząco głową.
Mijaliśmy kolejne obrazy Poznania. Tłok na ulicach powoli ustępował,a miasto zaczęło „barwnieć”. W oczach mieniły mi się maleńkie światełka ulicznych latarni i sklepów, wielkich centrów handlowych i kin. Czuło się bogactwo i przepych metropolii tętniącej życiem. Jakże to wszystko abstrahowało od zarysu wildeckiego świata.
Jutro jest WWO w Eskulapie, słyszałaś ? - zapytał chłopak
Nie, wiesz nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam na jakimś koncercie – odrzekłam
Oli, co z tobą było ? Pamiętam, jak kiedyś co tydzień śmigaliśmy na imprezy, z domu nawet uciekałaś. A teraz ?
„ Kiedyś było inaczej, teraz jest inaczej”- zarymowałam – Nie miałam głowy do koncertów, właściwie do niczego oprócz szkoły . . . I nie pytaj dlaczego – szepnęłam
Wiesz, ja rozmawiałem po tym całym przypale z twoją siostrą, Mówiła, że przyjęli cię do Monaru i miałaś mieć tam indywidualne nauczanie, żeby zaliczyli ci ten rok. Więc wiem dlaczego . . .
Wojtek, może kiedyś ci opowiem o tym wszystkim, ale na razie nie mówmy o tym, dobrze . . . - szepnęłam odwracając głowę
Przepraszam – odrzekł chłopak
Nie odpowiedziałam. Nie miałam ochoty przeżywać tego kolejny raz.
Może pójdziemy jutro na ten koncert WWO, załatwię wejściówki, rozerwiesz się trochę, co ? - zapytał chłopak
Nie wiem . . .
Będzie jak kiedyś, zobaczysz, nie daj się prosić – uśmiechnął się Wojtek
No dobrze- zgodziłam się – Ale pamiętaj, że ja ciebie do domu nie będę prowadzić – zażartowałam
O.k, więc jutro to ja zaniosę cię na rękach do domu – usłyszałam głos Supasa
Hmm . . . z przyjemnością he, he – zaśmiałam się.
To chyba dla mnie będzie przyjemność – odrzekł chłopak – Zaraz będziemy na miejscu – dodał po chwili
Już?- zapytałam spoglądając przez niewielkie okienko samochodu. Za szybą górowały wielkie blokowiska tzw. betonowa dżungla. Zatrzymaliśmy się na parkingu przed jednym ze skupisk takowych budynków. Dróg na osiedle Bohaterów II wojny światowej było wiele, ale każde przypominało poprzednie. Zabrudzony chodnik, podeptany trawnik, ławki popisane markerami i ledwie widoczne piaskownice, w których dzieci zamiast „ sprzedawać babki z piasku”, potajemnie paliły papierosy. Taki obraz kreślił się tu każdego dnia.
Późnym wieczorem osiedle żyło i to, można by rzecz : pełna parą. Ławki okupowali groźnie wyglądający chłopacy z butelkami lub puszkami piwa w rękach, piaskownice natomiast zajmowane zostały przez nastoletnie dziewczynki, upatrujące w owych chłopakach ideały swych „mężczyzn”. Choć przypominało to stereotyp życia każdego polskiego nastolatka, mieszkającego na dużym blokowisku, obraz ten wcale stereotypem nie był, lecz szarą rzeczywistością. W takich miejscach większość młodych ludzi, po raz pierwszy zetknęła się z alkoholem, narkotykami, szklanymi fifkami i patologią społeczną, po raz pierwszy próbowała zakazanego owocu i burzyła porządek panujący do tej pory w rodzinnej społeczności. Ja nie byłam wyjątkiem. Kiedyś mieszkałam na tym osiedlu. Właśnie tu poznałam Wojtka i kulturę hip-hopu, tu skończyło się moje dzieciństwo.
Idziemy do 20- stki – powiedział chłopak, wlokąc mnie za sobą podobnie jak na Placu Wolności
Tak myślałam – odparłam z uśmiechem.
Chwilę później znajdowaliśmy się już w klatce bloku nr 20 . Wojtek wcisnął guzik windy. Usłyszeliśmy zgrzyt zjeżdżającej maszyny. Przypomniałam sobie wtedy ile to razy, gdy winda się psuła musiałam śmigać po schodach na 10 piętro, przeklinałam wtedy to miejsce. Tego dnia jednak stało się źródłem pozytywnych wspomnień, bo już tam nie mieszkałam . . .
Wsiedliśmy do windy. Supas wcisnął 11 piętro. Winda szybko ruszyła nie zatrzymując się na pozostałych kondygnacjach. Na ostatnim piętrze czuło się chłodny powiew świeżego powietrza. Niosło ono w sobie swojego rodzaju przeszywający strach, poczucie jakiegoś niebezpieczeństwa i zła. Może czuliśmy to dlatego, bo wiedzieliśmy, że robimy coś nie do końca zgodnego z prawem i był to zwykły lęk, bo ktoś mógł nas złapać, a być może baliśmy się sami siebie . . . Tuż obok windy znajdowały się odrapane drzwi ozdobione duża stalową kłódką i metalowym łańcuchem przyczepionym do niej.
Wojtek wyciągnął z kieszeni kilka kluczy zawieszonych na czerwonej smyczy Cormaxa. Wybrał najmniejszy. Po kilku szybkich ruchach ręki , łańcuch lekko brzdęknął uderzając w otwierające się drzwi.
Pakuj się, pakuj, tylko po cichu, ostatnio jakiś cieć doniósł, że dzieciaki urządzają sobie melanże na dachu – szepnął Supas
Przecież nie będę krzyczeć – zażartowałam
Właź i nie gadaj tyle – powiedział chłopak popychając mnie do przodu i zamykając za sobą stalowe drzwi.
Pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy było wąskie i chłodne. Na ścianach rzadkością nie były wulgaryzmy wyryte kluczem, czy też tagi osiedlowych składów. Znajdowały się tam tylko schody skierowane ku górze, zakończone takimi samymi odrapanymi drzwiami, które bezpośrednio prowadziły na dach 11-piętrowego bloku. Nacisnęłam klamkę.
Poczekaj, poczekaj – szepnął chłopak
Co znowu ? - zapytałam
Pamiętasz ? tu się wszystko zaczęło, ty i hip-hop – powiedział
Pamiętam . . .
Teraz znów tu jesteś, przeniosę cię przez próg, to będzie symboliczne he, he – wyjaśnił chłopak – Mąż, żonę przenosi, jak zaczyna się coś nowego, ty dziś też zaczniesz he, he
Co ty gadasz w ogóle ? - zaśmiałam się
Sam nie wiem, ale będzie śmiesznie . . . to mogę ? - zapytał z uśmiechem Wojtek
No dobrze, zawsze ci ulegałam he, he – odrzekłam obejmując Supasa wokół szyi. Poczułam silny uścisk jego rąk, gdy przenosił mnie, niczym „pan młody” przez próg odrapanych drzwi. Zamknęłam oczy. Mocny powiew chłodnego powietrza spotkał się nagle z moimi ciepłymi policzkami. Poczułam dreszcz na ciele i cichy zgrzyt zamykających się za nami drzwi. Otworzyłam oczy, a Wojtek postawił mnie na ziemię. Wszędzie dookoła panowała ciemność rozpraszana gdzieniegdzie światłami miasta, które z owego miejsca wydawały się kropelkami w morzu metropolii. Stanęłam przy barierkach ,tuż na krawędzi dachu. Spojrzałam przed siebie. Dobrze znałam ten widok, niegdyś obserwowałam go prawie każdego dnia, teraz wydawał mi się jednak zupełnie obcy . . .Stałam na dachu 11 – sto piętrowego bloku w czerwonej koszulce z krótkim rękawkiem i żółtą torbą założoną przez ramię. Moje oczy , które dotychczas zamknięte były jedynie w ogródkach własnego świata, znów ujrzały prawdziwą rzeczywistość.
Jak ci się podoba ? Zmieniło się coś? - zapytał Wojtek patrząc na żyjące miasto
Poznań wygląda tak samo, jak wtedy, gdy patrzyłam na niego stąd ostatni raz – odrzekłam spoglądając na chłopaka
To miasto chyba nigdy się zmieni he, he – zaśmiał się Supas – Niby stolica Wielkopolski, a jednak jeden wielki śmietnik !
Ale nie chciałbyś przecież żyć gdzieś indziej – stwierdziłam
No nie . . . - skinął głową
To nie to miasto, to świat się nie zmienia – szepnęłam odwracając się do ciemnych zarysów chłopaka
My go niestety nie zmienimy – usłyszałam odpowiedź
„ Czy wiesz, że każdy czyn może zmienić cały świat?”
Piotrek tak zawsze mówił, prawda ? - zapytał Wojtek
Kiwnęłam głową.
Chcesz tu wrócić? - usłyszałam głos Supasa
Tego właśnie nie wiem – odrzekłam zakładając ręce na krzyż – Zimno się zrobiło – szepnęłam zmieniając temat
Dam ci bluzę – powiedział chłopak podając mi szarą bluzę z błękitnym emblematem Malita, która do tej pory zawiązana była lekko na jego biodrach.
Dziękuję – szepnęłam
Będziesz wyglądać w niej, jak byś miała sukienkę he, he – zażartował Wojtek
Nie podoba ci się to nie, ważne, że mi będzie ciepło – odrzekłam pokazując język chłopakowi – Nic na to nie poradzę, że jestem taka niska
He, he, nie przejmuj się. Niski wzrost nadrabiasz urodą i . . .
. . . urokiem osobistym, skąd ja to znam ? Hmm . . . Ty mnie już tak nie czaruj – uśmiechnęłam się
Pamiętasz, jak przyszłaś tu pierwszy raz ? - zapytał Wojtek
Pewnie, że pamiętam. To był trzeci dzień, po mojej przeprowadzce tutaj, poznałam . . . Olgierda w windzie i mnie tu przyprowadził. Powiedział: mała jesteś tu nowa, musisz poznać nasz dach – powiedziałam z uśmiechem
He, he, he – usłyszałam śmiech chłopaka – Już wtedy chciał zawrócić ci w głowie
Hmm . . . już wtedy – szepnęłam ze smutkiem
Sory, nie potrzebnie o tym mówiłem – powiedział Wojtek, przytulając mnie do siebie
Daj spokój – wybełkotałam – Było minęło . . .
A ja pamiętam, jak tu pierwszy raz weszłaś. Siedzieliśmy z Dafim, Zibim, Zinem, Nitką i Kubą, paliliśmy zioło, aż tu nagle wchodzi Olo z jakąś laską. Byłaś taka wystraszona, niepewna, niewinna . . .
Pamiętasz takie szczegóły ? - zdziwiłam się
No, ba ! nawet, jak byłaś ubrana – uśmiechnął się chłopak
Czyżby ? - zapytałam z niedowierzaniem
No tak, miałaś białą bluzeczkę z krótkim rękawkiem i krótką jeansową spódniczkę, aaaaa! i włosy miałaś takie długie spięte w koka. Wyglądałaś jak mulatka he, he , taka ciemna w jasnych rzeczach. Nikt z nas nie dziwił się dlaczego Olo wtedy przyprowadził cię tutaj,a Nitka była cholernie zazdrosna.
Nigdy tak naprawdę mnie nie polubiła – powiedziałam odsuwając się od Supasa
Dziwisz się? Była jedyną dziewczyną w naszej paczce, czuła się atrakcyjną niunią i w ogóle, aż tu nagle pojawiłaś się ty – śliczna dziewczyna,a na dodatek przyszłaś z Olgierdem – szepnął
A ona się w nim kochała – dokończyłam
Właśnie, ale wiesz, ja nigdy jej nie lubiłem. Przypominała lalkę Barbie, farbowana blondi, tapeta na ryju, różowa mini i za duże szpilki mamy he, he - Wojtek kwiczał ze śmiechu - Ale była i jest zresztą nadal siostrą Zibiego, a to przecież ziomek, znamy się od dzieciaka – wytłumaczył Supas
Tak wiem, choć zawsze wkurzało mnie jak gadała te swoje głupoty i nikt na to nie reagował – powiedziałam – Nic się pewnie nie zmieniło ?
Nitka wyjechała do Niemiec na rok,jako opiekunka do dzieci Nie zdała matury, stary jej załatwił, zresztą dobrze, że jej tu nie ma – powiedział chłopak
A chłopaki co robią ? nie widziałam się z nimi od marca chyba
Żyją he, he – usłyszałam odpowiedź – . . . Dafi do laski się przeprowadził na Ogrody, pracuje w usługach na Dąbrowskiego, maluje graffiti na zlecenie
Tam, gdzie ja kiedyś ? - zapytałam
Niom, u tego samego gościa. Zibi wreszcie skończył szkołę i załapał się na prace w jakiejś nowej drukarni, ale odcina się od nas, coraz częściej na Kopernika z chłopakami przesiaduje, dupe tam wyrwał a o nas zapomniał, burak pierdolony !
Nie mów tak – szepnęłam – Jest wolnym człowiekiem, może robić co chce i spotykać się z kim chce, to jego życie, jego wybór . . .
Ale znamy się przecież od podstawówki,wszystkie akcje, melanże razem, oddałbym mu ostatnią rzecz, jaką bym miał, gdyby potrzebował, a on mnie kurwa niedługo na ulicy nie pozna ! - wykrzyknął chłopak
Daj spokój Wojtek, nie warto . . .
Może masz racje, hmm . . . - westchnął
A Kuba, Zino ? - zapytałam
Kuba chce zacząć wieczorówkę od września. Pracował na magazynie w Ikei na Franowie przez jakiś czas, ale go wyrzucili, bo ciągle się spóźniał, jak to Kuba. Od początku wakacji siedzi w chacie, czasem pomaga wujowi, temu, co ma restauracje na Starym Rynku i rozwozi jedzenie. A u Zina wszystko po staremu, ciągle w transporcie robi, ciągle z tą samą dziewczyną, ciągle do przodu . . .
Hmm . . . jednak się pozmieniało. A ty? He, he, wiem tylko, że w końcu masz prawko – zaśmiałam się
Ja ? No cóż . . . dostałem się na anglistykę – szepnął Supas
Poważnie ? - krzyknęłam z niedowierzaniem
Niom
Gratuluję, zawsze o tym marzyłeś – powiedziałam klepiąc chłopaka po plecach
Właśnie, choć coś mi się udało . . . robię strony internetowe na zlecenie, roznoszę ulotki i u starego nieraz za taxówke robię. Wiesz, przywieść, odwieść kogoś, gdzieś coś zawieźć i takie tam. Nie jest to stała praca, ale zawsze coś. Zresztą jak się uda, to od września dostanę coś pewniejszego – wyznał
Super, cieszę się, że choć ze szkołą ci się udało – uśmiechnęłam się
. . . żebym tylko dał radę
Na pewno. Masz przecież zamiłowanie do tego, przynajmniej kiedyś miałeś. A co z . . . - spuściłam głowę, niedokończając pytania
Olo ? - zapytał chłopak
Kiwnęłam twierdząco głową.
Siedział w poprawczaku przez 3 miesiące. Podobno przestał ćpać, choć trudno mi w to uwierzyć. Gdy jego starzy się rozwiedli, w maju, czy w czerwcu wyjechał z matką do Warszawy na stałe. Rozmawiałem z nim kilka tygodni temu, zadzwonił do mnie, pytał o ciebie . . .
O mnie ? . . . naprawdę ? - zapytałam drżącym głosem odwracając się do Wojtka plecami
Tak. Chciał wiedzieć co u ciebie: co robisz, czy wróciłaś do domu, pytał nawet, jak wyglądałaś, gdy ostatni raz cię widziałem – powiedział Supas
Mógł zadzwonić – szepnęłam – Sama bym mu to powiedziała przecież
Nie wiem, nie będę go usprawiedliwiał
Nie oczekuje tego od ciebie – wybełkotałam z trudem – Zresztą dobrze, że nie zadzwonił. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym znów go usłyszała
Oli, przepraszam . . . - szepnął chłopak obejmując od tyłu moje ramiona
Daj, spokój, przecież sama zapytałam
W moich oczach kręciły się maleńkie kropelki łez,a serce znów wypełniła wielka gorycz, albo raczej smutek i żal. Czułam niewysłowiony ból, który niczym krew pulsował w moich żyłach, narządach, a przede wszystkim sercu . . . Niegdyś uczucie to towarzyszyło mi każdego dnia wypełniając słowa, czyny, myśli, każde spojrzenie i gest. Z czasem ból jednak ustąpił – odszedł pozostawiając po sobie wszechogarniającą pustkę, nie czułam już po prostu
nic . . . Aż nagle to uczucie powróciło.
Oli, ty płaczesz ? - zapytał chłopak, dostrzegłszy łzy spływające po moich policzkach
Sory, rozkleiłam się – powiedziałam odwracając się do Wojtka
Nie masz za co przepraszać. . . Ej, maleńka, nie płacz już ! - szepnął przytulając mnie mocno do siebie
Nie potrafię, Wojtek !!! po prostu nie potrafię – krzyczałam przez łzy – Kocham go !!! on mnie tak bardzo skrzywdził, a ja go nadal kocham !!!
Wiem Oli, wiem. Nie płacz, proszę . . . - słyszałam jego delikatny głos
Chciałabym go znienawidzić, ale nie mogę . . . Gdy myślę o Olgierdzie,to . . . - urwałam ocierając twarz - . . . nie pamiętam tych wszystkich złych chwil, choć było ich więcej niż dobrych. On wszystko zmienił, zabrał to, co było we mnie dobre, piękne, niewinne . . . a ja nadal go kocham !!! Ale wiesz, co jest
najgorsze ? To, że mogłam mu pomóc, może dziś byłoby zupełnie inaczej . . . chciałam mu pomóc, próbowałam, ale chyba za mało się starałam – ciągle płakałam
Oli . . . - słyszałam głos chłopaka
To moja wina ! - bełkotałam przez łzy
Przestań gadać takie bzdury !!!Oli popatrz na mnie – Supas krzyczał trzymając mnie mocno za ramiona i potrząsając nimi – Jaka twoja wina ??? to jest tylko i wyłącznie wina Olgierda. Posłuchaj, to on zaczął ćpać, on uzależnił się od heroiny, to był jego wybór!!!
Miał dość tego wszystkiego . . . - szepnęłam
Hera to nie ucieczka, to wyrok śmierci. Jak się w to wkręcisz, powoli umierają twoje ideały, marzenia, całe twoje wnętrze. Czujesz szczęście i ulgę, której tak naprawdę nie ma. Ci, którzy wybierają dragi, robią głupio. Jeśli była to jednak ich słabość, mają siłę, ale przede wszystkim odwagę, by wrócić. Ci zaś, którzy są słabi i nie chcą cieszyć się następnym dniem, po prostu odchodzą . . . Olgierd jest silny, problem tkwi w tym, że on nie chce wrócić.
Mówiłeś, że skończył z ćpaniem – powiedziałam patrząc na chłopaka
Tak mówi, ale ja w to nie wierze, ty zresztą też nie, prawda ?
Pokręciłam twierdząco głową.
Nie możesz jednak mówić, że to była twoja wina. Olo jest dorosły, ma przecież 20 lat, powinien wiedzieć, co jest dobre, a co złe . . . nie możesz ciągle prowadzić go za rękę i obarczać się jego zakrętami, takie życie nie ma przecież sensu, ty za niego nie będziesz żyć – szepnął do mojego ucha
Więc dlaczego czuję się winna ? - zapytałam
Być może, to dlatego, że nadal ci na nim zależy . . . Ale Oli ja nie czaję jak możesz nadal go kochać ?! - wykrzyknął – . . . przecież on cię bił, wkręcił do dragów, albo raczej zmusił cię do tego, traktował za przeproszeniem, jak szmatę,a ty . . .
Nie kończ . . . Wiesz dlaczego zgodziłam się na Monar ? - zapytałam retorycznie – Bo któregoś dnia pokochałam Ola bardziej niż siebie, mogłabym oddać za niego życie, a on wybrał dragi zamiast mnie . . .
Nie możesz ciągle do tego wracać, żyć tym, co było. Nie łatwo jest zapomnieć, wiem . . . ale musisz, bo inaczej zwariujesz – powiedział Wojtek
Chciałabym kiedyś znów być szczęśliwa, ale nie wiem, czy to jest możliwe – szepnęłam przez łzy
Będziesz, obiecuje maleńka, że będziesz – słyszałam cichy głos Supasa.- Chodź, usiądziemy sobie – zaproponował wskazując ciemny kąt tuż przy drzwiach odchodzących do klatki schodowej.
Dobrze – odrzekłam z obojętnością
Nie mówmy już o tym, być może to za świeże rany, by je rozdrapywać – szepnął Wojtek odgarniając włosy z mojej twarzy
Uśmiechnęłam się siadając pod pobrudzoną ścianą bloku.
Pamiętam, jak któregoś dnia przyszedłem tutaj bardzo wcześnie rano, zrobiłem sobie waxy w szkole, to było chyba kilka dni, po tym jak cię poznałem. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, jak stoisz na krawędzi i grasz na skrzypcach. Miałaś zamknięte oczy, zupełnie tak, jak byś spała. Wtedy wyglądałaś - westchnął chłopak - . . . na bardzo szczęśliwą. Wiele razy widziałem, jak grasz, ale nigdy nie robiłaś tego tak, jak wtedy
Kiedyś skrzypce były całym moim życiem, miałam zostać przecież sławną skrzypaczką, ale później wszystko się zmieniło – szepnęłam – Gdy umarł Felix, skończyłam ze skrzypcami, na jego pogrzebie ostatni raz zagrałam Sonatę Księżycową
Pamiętam . . . - usłyszałam jego szept
Brakuje mi go. Czasem myślę, że Felix był nie tylko moim ukochanym kuzynem, ale jakby częścią mnie. Wiedział jak mnie rozbawić, pocieszyć, rozzłościć. Wiedział, kiedy chciałam być sama, a kiedy potrzebowałam jego wsparcia, wiedział nawet, co czuję, co myślę . . . Ile bym dała, żeby teraz tu był - powiedziałam ocierając łzy
Mi też go brakuje, nawet nie wiesz jak bardzo. Zawsze myślałem o nim, jako o kolesiu, z którym czasem jeżdżę na desce, z którym niekiedy maluję, ale dopiero gdy odszedł zorientowałem się, kim tak naprawdę dla mnie był
Kim ? - zapytałam
Jego się nawet nie da opisać. Był kimś niezwykłym, z jednej strony taki roztrzepany, zakręcony,a z drugiej naprawdę trzeźwo myślący utalentowany chłopak. Dla niego nie było żadnych barier, wszystko chciał przeżyć, wszystko poznać. W śmiganiu na desce nie miał sobie równych, w malowaniu zresztą też. Zawsze mogłem na niego liczyć: był jakiś przypał, a on wstawiał się za mną, nie miałem na coś siana, Felix pożyczył, chciałem pogadać, a nikt nie miał dla mnie czasu, on zawsze go znalazł . . .
Taaaa . . . - westchnęłam- Był marzycielem, idealistą . . . Nauczył mnie nie bać się wierzyć w coś, co uważam za słuszne, ale przede wszystkim nauczył mnie odwagi . . . - wybełkotałam
Gdybym miał trzy życzenia od złotej rybki, to w jednym z nich poprosiłbym, aby Felix wrócił – powiedział Wojtek uśmiechając się do mnie
Ja bym mogła oddać wszystkie trzy, dla tego jednego pragnienia – szepnęłam
Wiem, że to jest kurwa tak bardzo niesprawiedliwe ! Takie pojeby żyją i pasożytują kurwa na biedakach, kradną i huj robią ze swojego życia, a ludzie, którzy powinni tu być, po prostu odchodzą ! - wykrzyknął
Od sprawiedliwości jest sąd, a to jest życie – powiedziałam – Widocznie tak musiało być, jemu tam gdzieś w Górze na pewno jest teraz lepiej. Białaczka męczyła go przed długi czas, Tam wreszcie odpocznie . . . - uśmiechnęłam się
Masz racje, Felix jest na pewno teraz szczęśliwy – przytaknął Supas
Choć z pewnością byłoby mi łatwiej, gdyby żył . . .
Nie myśl tak, proszę! Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jutro śmigniemy na koncercik, rozerwiesz się troszkę ! - powiedział chłopak całując mnie w czoło – może wrócisz do naszego crew? Moglibyśmy jutro coś zbombić, hmm ?
Nie wiem Wojtek, dawno nie malowałam, wyszłam z wprawy, musiałabym poćwiczyć,a poza tym nie wiem, czy chce wracać do tego . . . malowanie przypomina mi o tym wszystkim, co było kiedyś – szepnęłam
Zastanów się, może to po prostu za szybko . . .
Zamknęłam oczy. Nagle wszystko wydało mi się dużo łatwiejsze, zniknęła choć część znaków zapytania, część moich obaw, strachu . . . Przypomniałam sobie Felixa, gdy umierał w hospicjum, zarymował wtedy : „ Podnieś ręce, dotknij chmur! Razem możemy zburzyć każdy mur . . .”. Miał wtedy rację, cholera ! Felix zawsze ją miał. Wierzył w ludzi - w to, że są zdolni dużo zmienić, może nie tyle naprawić – ale stworzyć zupełnie inne reguły, inną rzeczywistość . . . Mogą przenosić góry, chodzić po wodzie, budować piramidy, jeśli tylko w głębi duszy wierzą we własne poglądy i umieją marzyć. Felix mówił zawsze, że człowiek jest w stanie nauczyć się wszystkiego, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, są tylko nieprawdopodobne ! I chyba wreszcie w to uwierzyłam. Miałam obok siebie jakąś nową iskierkę, chłopaka zupełnie odbiegającego od stereotypowego wizerunku skatera i writera. Wojtek miał w sobie coś szczególnego – jakąś wielką wrażliwość, czułość i zrozumienie - coś, czego nigdy nie dostrzegałam w nim wcześniej, a jednak tkwiło to w tym chłopaku od zawsze. On nie potrafił nienawidzieć, mścić się, karać, krzywdzić, było w nim za dużo prawdy i dobra - był po prostu kimś, kogo chciało się słuchać, na kogo chciało się patrzeć, z kim chciało się przebywać.
Tego wieczoru zrozumiałam, że stał się moją nadzieją . . .
Chwyciłam Supasa za rękę, szepcząc mu do ucha : Chodź, coś ci pokażę !
Stanęliśmy na krawędzi dachu. Od czarnej przestrzeni złych wspomnień i myśli dzieliła nas jedynie stalowa barierka pomalowana w czarno – żółte pasy.
Zamknij oczy i rozłóż ręce – powiedziałam do Wojtka
Dobrze – usłyszałam odpowiedź
Wiatr wzmógł się i rozwiewał w roztargnieniu moje włosy. Wszystko, co otaczało nas zewsząd nagle stało się czymś zupełnie nierealnym, jakby nic prócz nas nie istniało. Wyrzuciłam w ową piekielną otchłań wszelkie wspomnienia łączące mnie ze światem, do którego nie chciałam wracać. Rodziłam się na nowo. Moje oczy, usta, włosy, ręce, nogi były juz zupełnie czymś innym niż kilka chwil wcześniej. Zaczynałam zupełnie nowy rozdział swojej historii – rozdział, który nigdy się nie skończył, którego wielu nigdy nie zapomni . . .
Herbert napisał kiedyś : „ Idź wyprostowany wśród tych, co na kolanach”. W tamtym momencie rozpoczęłam swoją wędrówkę. Już się nie bałam, powiedziałam: dość ! Ja też spróbuję zmienić ten świat, choć wiem, że mi się to nie uda, a jednak podejmę walkę, tak, jak uczył mnie tego mój kuzyn .Poczułam w sercu niezwykłe ciepło, jakby coś na nowo w nim się zapaliło – promień nadziei, może wiary . . . Tak bardzo chciało mi się wtedy żyć i walczyć – ale nie dla innych, to miała być tylko moja walka – moja !
Spojrzałam na Wojtka i uśmiechnęłam się do niego, on odpowiedział mi tym samym. Zgodził się ! Wiedziałam, że się zgodzi . . . stanąć razem ze mną do tej walki.
Wojtek – szepnęłam
Tak? - usłyszałam jego ciepły głos
Znów zaczynam żyć . . . właśnie to chciałam ci pokazać – moje nowe życie . . .
Nie musiałam mówić nic więcej, on dobrze znał moje myśli, był już częścią mnie.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
tresc wazna i rozsadna. z przeslaniem.
a pozatym dziewczyno, jak tylko podszlifujesz pare drobnych rzeczy w narracji, to bedziesz dobrze robic to co chcesz robic. z pisaniem. ja tez chce to robic i kupa innych ludzi tez.
jak masz cos wiecej to slij koniecznie na: sader01@wp.pl
Jak obiecałam ---zajzałam.Już z góry sorrka,za błędy ortograficzne,które się tu znajdą.Ha---masz 2 wpis:-)No myślę,że bedziesz dalej tak trafnie pracować i trafiać celnie w gusta publiczności,która z kazdą minutą będzie rooooooooooosła:-)
I co by Ci tu jeszcze napisać.....?Oczywiście już czekam na następną część Twojej pracy.Wiesz, jestem fanem Harry\'ego więc życzę Ci żebys kiedyś podobne wrażenia i niedoczekane emocje wywołała.Niech każdy rozdział,kazda nowa ksiazka będą sprzedawać się jak Harry-----jak bułeczka z rodzynkami,albo jak mandarynki,albo pyszne cielęce.
Pozdrawiam i papatki!See you w szkole:-)
pisz jak najwięcej i czekam na kolejną część:>
Czego chcieć więcej ?! :)