Wtedy zobaczyłem ją.
Najpierw zauważyłem jej twarz. Nieokreślonego koloru. Biała? Sina? Niebieska? A może trochę czerwona? Marmurowa, to na pewno. Czy to był marmur biały, siny czy też niebieski, może nawet z czerwonymi żyłkami - nieważne. Jej oczy były utkwione we mnie. Martwe oczy. Wyblakłe, zaszłe bielmem, szkliste oczy. Robię krok w tył, one wodzą za mną. Krok do przodu, one za mną. Delikatnie - bardzo, bardzo powoli i ostrożnie - pochylam się w jej stronę. Tylko o kilka centymetrów, żeby utrzymać bezpieczny dystans. A oczy za mną. Oczy na twarzy gładkiej i napęczniałej jak brzuch śniętej ryby.
Dookoła twarzy wiły się jej włosy. Gęste i grube, ale wcale nie skołtunione, nie zlepione. Były długie, zielone. Zielone zgniłą, ciemną zielenią. Falowały pod taflą jeziora wokół jej twarzy i tych zimnych, martwych oczu. Pośród nich uwijały się małe rybki, jakby chowały się miedzy parzydełkami ukwiała, bezpieczne w burzy jej włosów. Ktoś mógłby je przeoczyć i minąć jakby były zwykłą kępką wodnego ziela. Ale ja je widziałem.
Jej ręka. Była długa i wychudzna. Dziwnie sucha i żylasta, jakby pod skóra prawie nie było mięśni. Ale ona się ruszało. Dokładnie obserwowałem każdy jej ruch i miałem się na baczności. Poruszała się powoli i delikatnie gładziła dłonią włosy właścicielki, a łokieć co chwilę zanurzał się w żwirku przy brzegu i za każdym razem wzbijał parę drobinek piasku. Raz na jakiś czas dłoń odrywała się od włosia i wynurzała się na chwilę na powierzchnię wody potem znowu znikała pod lustrem jeziora i ponownie zanurzała się we włosy. Zupełnie, jakby przywoływała mnie do siebie gestem chudej niby gałąź ręki.
Słyszałem jej głos. Z początku cichy, przeplatający się z szumem jeziora i ze śpiewem wiatru w koronach drzew. Cichy, cichutki głos, wzywający mnie do siebie.
-Chooodź...
Jej włosy falowały...
-Chodź do mnieee...
I te oczy...
Jeszcze głośniej, wołanie z daleka...
-Chodź do mnie...!
Jej ręka prawie się wynurza, żeby po mnie siegnąć. Włosy wściekle falują wokół jej wpatrzonych we mnie oczu...
-Chodź tu! Chodź do mnie, synku!
* * *
Jej oczy wodzą za mną, kiedy się oddalam. Kościste dłonie rozczesują bujną fryzurę.
Zostawiam ją.
-Już idę, mamo!
ale całość się broni
pozdrawiam
pozdrawiam :)
Widzę, że ogólnie to laudacja, ale chyba coś mi się widzi, że nie wszyscy, którzy oceniają, dają swoje komentarze. Serdecznie zachęcam do wypowiadania wszelkich uwag, byleby konkretnie. :)