To on gnębi i tępi rozpasaną indywidualność i artystyczną anarchię. Macki mieszczańskiego spisku, który ma na celu zniszczenie wybitnych indywidualności, sięgnęły już każdej dziedziny naszego życia. Otaczają nas zewsząd – sąsiedzi, rodzina, instytucje państwowe. Tworzą ogromną maszynę, dążącą do zasymilowania wszelkich oznak oryginalności i inności. Żyjemy w tym piekielnym mrowisku, nie zdając sobie często sprawy jakie czyhają na nas zagrożenia. Pozornie pomiędzy nami a nimi istnieje przepaść. Sama myśl o bliższym kontakcie z mieszczaństwem napawa nas obrzydzeniem. Naturalnie odruch jest słuszny, ale niestety to za mało. Mieszczuchy to nie tylko istoty podłe lecz także diabelnie podstępne. Wyobraźmy sobie małego Wojtusia, który jest jednostką nieprzeciętną. Taki Wojtuś stać się może niechybnie wielkim malarzem, jeszcze większym literatem, czy może nawet gigantycznym filozofem. Wizja iście sielska, jednakże nie łudźmy się, życie nasze jest krwawym padołem pełnym niebezpieczeństw. Na naszego Wojtusia (co chciał zostać artystą) zastawiła już dawno sidła mieszczańska agentura. Jej taktyki działania są wyjątkowo subtelne i przebiegłe. Początki wydają się niepozorne. Pewnego dnia mama Wojtusia poprosi go o np. przyniesienie mleka ze sklepu za wymówkę mając, dajmy na to chory kręgosłup, zmęczenie po pracy w fabryce opon, czy przewlekłe żylaki. Niedoszła wybitna indywidualność niczego się nie spodziewa i bez wahania się zgadza. W tym momencie gra jest rozpoczęta. Natychmiast uruchamiają się wszystkie tryby tej bezwzględnej maszyny niwelującej. Wojtuś niesie mleko, sąsiedzi, niby przypadkiem, widzą to uśmiechają się, chwalą za pomoc rodzinie. Pozornie wszystko jest w najzwyklejszym porządku. Li tylko pozornie powiadam Wam, gdyż już następnego dnia Wojtuś wracając ze szkoły spotka niewidomą staruszką, która to niby przypadkiem akurat wtedy tam się znalazła. Pewnie nawet by jej nie zauważył, ale sieć już się zaciska, stają tam sąsiedzi, patrzą wymownie to na Wojtka, to na staruszkę. Nasz bohater kuli się w sobie pod ciążącymi spojrzeniami tych oprawców, myśli: skoro mamie pomogłeś to pomóż i jej. Przeprowadza ją przez ulicę i powiadam Wam pieczętuje tym samym los swój. Cyrograf z diabłem już został podpisany. Oto sąsiedzi natychmiast rzucają się na Wojtka, głaszczą po głowie, ktoś wręcza mu kwiaty, kto inny krzyczy, dzielny zuch. Jak zuch to pewnie harcerz zakrzyknie jeden, jasne, że harcerz odpowie drugi i już po kilku minutach część z nich krzyczy: harcerz, harcerz. Druga część(ta bez matury) wydziera się charcerz, charcerz. I co? Pod presją środowiska Wojtek wstępuje do harcerstwa dostaje zielony mundurek. Mundurek to praktycznie mundur więc zostaje żołnierzem idzie na wojnę, ginie raniony rakietą jądrową, ciało przewożą do kraju i składają w grobie nieznanego Wojtusia.
Przyznajcie Sami, że perspektywa nie dość, że realna to jeszcze przerażająca.
Bronić się zatem musimy bracia artyści, walczyć z tą hydrą potworną, która, pozostawiona sama sobie, zniszczy nas niechybnie.
Uwierzcie mi jednak, że walka do prostych nie należy. Przeciwnik nie przebiera w środkach, jest dobrze zorganizowany i stoi na umocnionych pozycjach. Powie mi pewnie ktoś: my duchy wyższe, z nas jeden, za ich stu. Walczyć będziemy w każdej godzinie życia naszego, i z czasem, powoli, systematyczne wytępimy tę nikczemną bandę. Ha, ha, ha odpowiem Ja, mową wiązaną. Nie takie to proste. Naprzód trzeba nam samoświadomość uwolnić od miraży i złudzeń mieszczańskiej propagandy.
Gdyż jeśli tylko uruchomimy walkę na wszystkich frontach, w dzień i w nocy, regularnie, metodycznie tępić będziemy to robactwo obmierzłe. To, co robactwo nam odkrzyknie? Żeśmy tacy, jak oni. Będziemy przecież zorganizowani, zaplanowani, zapracowani. Walczyć będziemy niby w sprawie naszej, ale już nie naszymi sposobami. W ten sposób od słowa do słowa, od pięści do kopniaka stać się możemy tym, czym pogardzamy. Będziemy przecież zmuszeni wyznaczyć sobie funkcje, hierarchie, system znaków, takie same ubiory, podobne jedzenie, regularne etaty, znajdziemy problemy organizacyjne, potem problemy społeczne, potem wynajdziemy wewnątrz siebie księgowych. Nim się obejrzymy będziemy pracować od 7 do 15 w dziale usuwania mieszczan i tak ich bijąc powoli zabijemy siebie. Ci zboczeni masochiści tylko marzą o takim końcu.
Rozwiązanie wydaje się więc proste, zastosujmy nasze metody, chaos twórczy, anarchię, niesystematyczność, działanie impulsywne, kierowanie się inspiracją etc. etc. Będziemy sobie, powiedzmy, tępić mieszczuchów raz w środę, raz w niedzielę, trochę z rana i troszkę z wieczora, a następnego dnia przez całe popołudnie. To na trzeźwo to po pijanemu, w butach i bez butów, nago i w sukienkach, milcząc albo krzycząc… Niestety i to tylko pozory. Co bowiem zrobicie jak powiedzą wam: przedrzeźniacie nas jeno. Wyście nie duchy wyższe, a duszki, papugi zwykłe ot co!.
Lecz jest koledzy metoda na tego zwierza dotąd nie znana. Skoro robiąc dobrze nie zwyciężym i źle robiąc też porażka nas czeka, tedy nic nie róbmy. Połóżmy się, i w akcie biernego oporu umrzyjmy!
Czego Wam i sobie życzę
to całosc dosc zabawana a co najwazniesze całkiem sprawnie napisana, zwlaszcza druga czesc.
pozdrawiam
do tej pory nie mogę sie pozbierać "Połóżmy się, i w akcie biernego oporu umrzyjmy!" dobra rada pod koniec tygodnia, z chęcia skorzystam :)
czarujesz mnie brutalu i popatrz, że te niewidome staruszki to zawsze sie pojawiają niby przez przypadek, a tak naprawdę to koczują tam dniami żeby cię dopaść... chyba sama pod wpływem impulsu zacznę krzyczeć: charcerz! ot tak, bo jestem młoda i nie mam matury ;p artyści!! nie chodźmy po mleko!! a mówią: pij mleko, będziesz wielki...(to była ironia =])
cały widz polega na tym..."
Tak się składa, że jestm Wojtuś, czy mały to nie wiem, zależy od punktu odniesienia, chocia generalnie wszyscy jesteśmy mali...
Ciekawe groteskowe ujęcie obrazu "młodopolskiego" artysty popijającego absynt, tarzającego się w przydrożnej fosie i klącego na przechodniów - filistrów. A przy okazji świetne pióro. Rewelacja!! "Połóżmy się, i w akcie..."
cały widz polega na tym..."
Tak się składa, że jestm Wojtuś, czy mały to nie wiem, zależy od punktu odniesienia, chocia generalnie wszyscy jesteśmy mali...
Ciekawe groteskowe ujęcie obrazu "młodopolskiego" artysty popijającego absynt, tarzającego się w przydrożnej fosie i klącego na przechodniów - filistrów. A przy okazji świetne pióro. Rewelacja!! "Połóżmy się, i w akcie..."