Kolejna
kawa, następny papieros. Pub, w którym czeka jest prawie pusty. Jedynie jakaś
para siedzi w rogu sali i szepce sobie do ucha czułe słowa. Nie, to nie szepty,
to skrywane przed nim pocałunki. Spogląda na nich z zazdrością. Kiedyś też tak
robił...
W głośnikach kolejny raz Coltrane. Czy oni już nic innego nie znają? No tak, jazzowa knajpa - ale bez przesady. Zaczyna się denerwować. Wreszcie ją zobaczy, oko w oko, pełna konfrontacja.
Jeszcze nigdy tak długo na nikogo nie czekał... Dwie godziny spóźnienia. Nieźle. Wie, że się okłamuje. Czekał by nawet siedem. Dobrze chociaż, że zadzwoniła i powiedziała, że się spóźni.
– Podać kawę? – pyta ściszonym głosem kelnerka.
– Nie, tym razem małe piwo.
Nerwowo przekłada torbę z krzesła na parapet, z parapetu na krzesło. Popielniczka jeździ po stole jak szalona. Wie, że ona nie pali. Wreszcie szklana trumienka ląduje ukryta za filarem.
Właściwie to zdążył ją już trochę poznać. Przecież cztery miesiące elektronicznej korespondencji mają za sobą, a wystarczyło kilka telefonicznych rozmów by oczarował ją swoim głosem. Czy bezpośrednia rozmowa będzie podobna do tych jakie przeprowadzali przez Internet? Czy znowu będzie musiał walczyć z jej egzaltacją, jej zainteresowaniem innymi w sytuacji kiedy powinna myśleć o sobie? Jest taka bezbronna. Łatwo ją dotknąć, a co najgorsze wszystko bierze do siebie; traktuje jak atak. Jeżeli ma być szczery to nie powinien kłamać. Raczej tłumaczyć, wyjaśniać. Naprowadzać na właściwe tory. Przecież mu na niej zależy. Niestety, większość ich ostatnich rozmów kończyła stanowczym... ‘a już nic’. Czy dzisiaj będzie podobnie? Może to spotkanie, to sposób na przerwanie bezsensownej wojny. Tyle ofiar i brak zwycięzców.
To chyba ona? Na zewnątrz dał się słyszeć delikatny dźwięk damskich czółenek. Metalowe schody zrobiły co do nich należało. Ostrzegły go jak sonar podwodnego okrętu kiedy zbliża się obca łódź.
Szary żakiet, spódniczka lekko zakrywająca kolana, biała rozpięta pod szyją koszula i duża srebrna obrączka na dłoni. Tyle zdążył zauważyć w ciągu kilku sekund kiedy podchodziła. Lekko ucałował jej policzek. Mimo czerwcowego słońca był napięty i chłodny.
U kelnerki, która zjawiła się po chwili zamawia dwa piwa, odwija ze sreberka gumę i usadawia się wygodnie na krześle. Prawie się położył. To jego ulubiona pozycja, z jedną nogą zacumowaną do parkietu podłogi i drugą, za kostkę której chwycił dłonią i oparł na udzie. W lecie nie nosi skarpetek. Tak jest wygodniej i stylowo... Jej wyjaśnienia dotyczące spóźnienia zawiązały rozmowę.
Tematy jakby te same. Muzyczne fascynacje, oceny, porównania... Oczywiście, wspólny znajomy to kolejny raz bohater dnia. Trochę to irytujące... Ma już chyba dość. Jest jednak coś, co różni tę rozmowę od poprzednich. Może się jej przyglądać. Obserwować jej ruchy, mimikę twarzy, jej zakłopotanie i uśmiech. Gadać to on potrafi. Słowa wydobywają się z jego ust jak pociski z ‘Maxima’. Ta umiejętność płynnego mówienia daje mu możliwość równoczesnej obserwacji. Czuje się jak podglądacz. Im bardziej odkrywa sekrety jej twarzy, poznaje ruchy dłoni, nasłuchuje ściszonego głosu, tym bardziej jest zagubiony. Kim ona jest? Dlaczego przyjechała?
Noc zaskoczyła ich oboje. Dwudziesta trzecia to pora nocnych autobusów i taksówek. Jak rodowity Nowojorczyk stanowczym ruchem zatrzymuje jedną z nich. Niestety nie jest żółta tylko szara. Zamiast setki kolorowych neonów smutne, migające żarówki na wystawie sklepu spożywczego. Delikatny ciepły pocałunek... Odjechała.
Gdyby wtedy wiedział to, co wie dzisiaj. Gdyby w ten dzień nie zawiódł go samczy instynkt myśliwego... No właśnie. Może w ten dzień nie wyszedł na polowanie, nie szukał ofiary? Może nie był głodny? ...Tak jak jest dzisiaj.
W głośnikach kolejny raz Coltrane. Czy oni już nic innego nie znają? No tak, jazzowa knajpa - ale bez przesady. Zaczyna się denerwować. Wreszcie ją zobaczy, oko w oko, pełna konfrontacja.
Jeszcze nigdy tak długo na nikogo nie czekał... Dwie godziny spóźnienia. Nieźle. Wie, że się okłamuje. Czekał by nawet siedem. Dobrze chociaż, że zadzwoniła i powiedziała, że się spóźni.
– Podać kawę? – pyta ściszonym głosem kelnerka.
– Nie, tym razem małe piwo.
Nerwowo przekłada torbę z krzesła na parapet, z parapetu na krzesło. Popielniczka jeździ po stole jak szalona. Wie, że ona nie pali. Wreszcie szklana trumienka ląduje ukryta za filarem.
Właściwie to zdążył ją już trochę poznać. Przecież cztery miesiące elektronicznej korespondencji mają za sobą, a wystarczyło kilka telefonicznych rozmów by oczarował ją swoim głosem. Czy bezpośrednia rozmowa będzie podobna do tych jakie przeprowadzali przez Internet? Czy znowu będzie musiał walczyć z jej egzaltacją, jej zainteresowaniem innymi w sytuacji kiedy powinna myśleć o sobie? Jest taka bezbronna. Łatwo ją dotknąć, a co najgorsze wszystko bierze do siebie; traktuje jak atak. Jeżeli ma być szczery to nie powinien kłamać. Raczej tłumaczyć, wyjaśniać. Naprowadzać na właściwe tory. Przecież mu na niej zależy. Niestety, większość ich ostatnich rozmów kończyła stanowczym... ‘a już nic’. Czy dzisiaj będzie podobnie? Może to spotkanie, to sposób na przerwanie bezsensownej wojny. Tyle ofiar i brak zwycięzców.
To chyba ona? Na zewnątrz dał się słyszeć delikatny dźwięk damskich czółenek. Metalowe schody zrobiły co do nich należało. Ostrzegły go jak sonar podwodnego okrętu kiedy zbliża się obca łódź.
Szary żakiet, spódniczka lekko zakrywająca kolana, biała rozpięta pod szyją koszula i duża srebrna obrączka na dłoni. Tyle zdążył zauważyć w ciągu kilku sekund kiedy podchodziła. Lekko ucałował jej policzek. Mimo czerwcowego słońca był napięty i chłodny.
U kelnerki, która zjawiła się po chwili zamawia dwa piwa, odwija ze sreberka gumę i usadawia się wygodnie na krześle. Prawie się położył. To jego ulubiona pozycja, z jedną nogą zacumowaną do parkietu podłogi i drugą, za kostkę której chwycił dłonią i oparł na udzie. W lecie nie nosi skarpetek. Tak jest wygodniej i stylowo... Jej wyjaśnienia dotyczące spóźnienia zawiązały rozmowę.
Tematy jakby te same. Muzyczne fascynacje, oceny, porównania... Oczywiście, wspólny znajomy to kolejny raz bohater dnia. Trochę to irytujące... Ma już chyba dość. Jest jednak coś, co różni tę rozmowę od poprzednich. Może się jej przyglądać. Obserwować jej ruchy, mimikę twarzy, jej zakłopotanie i uśmiech. Gadać to on potrafi. Słowa wydobywają się z jego ust jak pociski z ‘Maxima’. Ta umiejętność płynnego mówienia daje mu możliwość równoczesnej obserwacji. Czuje się jak podglądacz. Im bardziej odkrywa sekrety jej twarzy, poznaje ruchy dłoni, nasłuchuje ściszonego głosu, tym bardziej jest zagubiony. Kim ona jest? Dlaczego przyjechała?
Noc zaskoczyła ich oboje. Dwudziesta trzecia to pora nocnych autobusów i taksówek. Jak rodowity Nowojorczyk stanowczym ruchem zatrzymuje jedną z nich. Niestety nie jest żółta tylko szara. Zamiast setki kolorowych neonów smutne, migające żarówki na wystawie sklepu spożywczego. Delikatny ciepły pocałunek... Odjechała.
Gdyby wtedy wiedział to, co wie dzisiaj. Gdyby w ten dzień nie zawiódł go samczy instynkt myśliwego... No właśnie. Może w ten dzień nie wyszedł na polowanie, nie szukał ofiary? Może nie był głodny? ...Tak jak jest dzisiaj.
Podoba mi się. Solidny kawałek prozy, czyta się... i interesująco spojrzeć na męski świat męskim okiem :)
gdzie?
Valhalla, czytam tytaj Twoje teksty, ale ten jest poprostu nijaki, ani zły ani dobry, nic tu się nie dzieje
ani napięć ani emocji. Napisane jest ładnie i prosto, ale weź to zakręć jakoś. Podobają mi się bardzo inne Twoje teksty. Zapraszam do lektury mojego "Francis Bacon", w sumie podobna tematyka, ale nie do końca.
POZDRAWIAM
Masz rację Trzyczternaście w tym jedynym [jak do tej pory] opowiadaniu tego autora – nic się nie dzieje. Chociaż ostatni akapit sugeruje coś innego... . Ale jak widać, jeden klaps w tym filmie nie zmienił nic na jakości.
PS: ten tekst to chyba porażka, zawsze uważałem, że jeżeli autor musi wyjaśniać o co mu ‘idzie’ to lepiej, by w ogóle dał sobie spokój...
rozmowa z kelnerką - dwa zdania.
kilka obrazów, niewiele emocji. suchy zapis wspomnień ?
Czytam komentarze i myślę, że wysokie oceny świadczą jednak o tym, że tekst nie jest porażką. Niektórzy widać lubią "teart jednego aktora". Bo to niezły tekst na jednoaktówkę. W roli głównej obsadziłabym Mariana Opanię lub Mariana Kociniaka ;))
O jezusicku, ale mnie teraz obśmiejecie, ale co tam... nie bojam się mówić, co czuję i myślę, kiedy coś mi się "widzi".
nie rozpatrujmy tekstu w odniesieniu do ocen ( nie podważam ocen ). rozpatrujmy indywidualnie. stado zwodzi ( czasami ).