Narano - epizod 20

Valhalla

 

          Prawie wszyscy przyszli punktualnie. Na dwudziestą. Z wyjątkiem ’Aty’, która z samego rana wybrała się na długi spacer po okolicznych pagórkach i do tej pory nie wróciła. Wysłano za nią ’Vadima’, który wyniuchał, że 'biała' fotki urokliwym miejscom robi, zasnutym o tej porze ’gliscijską’ mgłą, przez to identycznym. Na kaptur nałożył czapkę uszatkę pożyczoną od ’Mątwy’, bo górnym wiatrem zamierzał tropić, i chciał być taki bardziej do baseta podobny.

 

          W oczekiwaniu na wejście gospodyni, rozstawieni po kątach loftu ’Puszich’, stali w małych grupkach i oddawali się retorycznym dyskursom na wszelkie możliwe tematy. Od polityki, przez ochronę środowiska, a na kulinariach i modzie kończąc. Takie tam normalne, wziąwszy pod uwagę okoliczność lądowania na ’Gliscie’, pogaduchy i ploty. Ten zgoła pierwszy wspólny bankiecik umilały dźwięki ’Son Of A Preacher Man’ (‘Nine Inch Nails’) i serwowane przez ’Nerona’ drinki. Zwłaszcza te drugie. ’Puszi’ stanął na wysokości zadania i przygotował ’szkocki’ stół. To taka bardziej oszczędna wersja ’szwedzkiego’. Najzwyczajniej w świecie, ustawił pod ścianą ławę, na której układano przyniesione przez siebie żarcie. Co kto miał.

          Furorę robiły ’miny’. To osobisty wkład ’Nieprzyjaciela’ w kosmiczny ’cathering’, który podczas jednego z przesłuchań ’Urughai’ (po jego dwugodzinnym monologu), dowiedział się, jak tamten nie padł z głodu. ’Owoce jeziora’, oto cała tajemnica. Nazwę ’miny’ nadał im sam ’śledczy’. W istocie, swoim kształtem i rozmiarem, przypominały te przeciwczołgowe. Jednak najlepsze było dobranie się do ich wnętrza. Na nic zdawały się łomy i młotki. Pancerna skorupa była twardsza od konstrukcji ’Narano’. Rozwiązanie zagadki przyniósł kolejny monolog. Wystarczyło mieć w pogotowiu widelec (lub inny szpikulec) i... zapukać w skorupę ’małża’, a po chwili, z delikatnym ’psss’, rozwierała się dwuklapowa muszla. To najbardziej emocjonujący fragment wyżerki. Gdy tylko szpara pozwalała na wsadzenie do środka ręki, szybkim ruchem należało dziabnąć siedzącego w środku ’gościa’ i... po sprawie. Jednak spóźnialscy odchodzili z ’kwitkiem’. Gdy tylko przegapiło się odpowiedni moment... zaczynał mówić. No do cholery, nikt nie skonsumuje gadającego ’mięczaka’. A pieprzył ’kocopoły’ jak mało kto. Najgorsze, że uderzał w sentymentalne nuty opowiadając o rodzinie i przyjaciołach z jeziora.

 

          To było najbardziej spektakularne ’wejście’ w galaktyce. Warto było poczekać, by zobaczyć kreacje ’wisienki’, a właściwie jej brak. Krwistoczerwone, długie rękawiczki i... małe ’pola’ zakłócające widok intymnych części ciała. Trochę jedwabiu i fizyki. Czuła się nad wyraz swobodnie. Nikomu nie przyszło do głowy, że dla ’cherrjanek’ to normalka i szczyt elegancji... Jedynie ’Puszi’ miał obiekcje i mieszane uczucia. Czy zachwycać się widokiem, czy być zazdrosnym o widok? Szósta szklanka ’neronki’ rozwiązała problem. Do rana zachwycał się widokiem podłogowej wykładziny.

 

― Tańczyć, tańczyć... ― śpiew ’Aty’, wiercącej się na ramionach ’Vadima’ wyrwał wszystkich z osłupienia. Zaskoczenie (zjawiskowością ’wisienki’) przeszło w zdumienie nietuzinkowym zachowaniem, jakby nie było, poważnej pani doktor. Okazało się, że na ’Gliscie’ nie tylko rośliny bywają halucynogenne. Podziwianie krajobrazu również.

          Natychmiast uprzątnięto z ławy zakąski i postawiono na niej ’Atę’, która pląsając w rytm muzyki i nie tylko, w swoim towarzystwie bawiła się świetnie do białego rana.

 

(Record and play)

 

― Co jest?

― Gap się bardziej na ’wiśnię’ to ci poprawię z drugiej.

― Wiesz, chyba jestem chora. To jedzenie jest takie smakowite i pachnące.

― Piękniejesz z każdym kęsem myszko.

― A mi bezmyślnością palnika i rozwiązłością gazu popękały ostatnie parówki... Jak coś pęknie, już nie jest takie jak mogło być.

― Pachnące kwiatki na łące, deptane moimi ’manolo’... Obrzydliwy widok. Jakbym kogoś mordowała.

― Misiu, misiu, dlaczego i twój pokoik taki malutki?

― Malutki, to jest twój mózg, dlatego mieszczą się w nim z trudem stringi.

― Macie tu jakiś problem z konstruktywną kratką?

― ’borunsky’... ewoluujesz. Teraz możesz już tylko spaść.

― Tutasz coś dzisiaj ’borunsky’ i tutasz.

― Nie wiem, sam już nie wiem, czy to warto, kochać ciebie...

― Jak nie wiesz, to się nie odzywaj, głąbie.

― Faktycznie, jak założysz tę swoją zieloną kieckę, to jakbyś się za kapustę przebrała.

― Suka.

― Kto znowu kogo szuka? Chyba są wszyscy?

― Kobieta jest jak torebka z herbatą. Żeby wiedzieć, jaka jest naprawdę, musisz ją wrzucić do wrzącej wody.*

― Kurwa. To jak inwokacja z dupy do prącia.

― Żeby nikt uwagi na mnie nie zwrócił, niemego jamnika na smyczy udawałam. Zmiana banana – za zimno jest, zmarzłam jak jasna cholera.

― W tym futrze z farbowanych lisów?

― Nie, jak się w zamrażarce zatrzasnęłam.

― A w lodówce wszystko dziś u ciebie w porządku?

― Człowiek może umrzeć tylko raz. A jak umrze trochę wcześniej, to tylko troszkę dłużej jest umarły.**

― Po ’Malibu’ miałem kiedyś najdłuższego pawia w życiu.

― Kurwa.

― Ja?

― Nie, ta obok. Podoba mi się, tylko nie wiem jak zagaić.

― Odpalam gimpa für dich meine freund i zobaczymy, co się da gemacht.

― Syczy strzykwa swą sosjerką, szczotka chwali się nadżerką...

― Zgasiłeś mi uśmiech. Niechcący i bezwiednie. Tak na chwilę, do następnego razu.

― Wyrzućcie mnie w świat, albo sama pójdę... Czy jest na sali lekarz?

― Skąd te przeciągi, w tym moim mieszkaniu?

― Ja zapinam sobie buksy***, co już i tak są zbrukane jak gdybym miał w nich swego czasu dyplom z rzeźnictwa ciężkiego.

― Odwiedź mnie nocą. W moim śnie nie musisz pukać do drzwi.

― Językiem robiąc ci święto?

― Chcę być dzisiaj.

― No faktycznie, jakiś taki przedwczorajszy jesteś.

― Muszę wyrazić to co czuję, właśnie teraz... Idealnie!

 

          Na takich, bardziej lub mniej, intelektualnych rozmowach spędzili resztę nocy. Na szczęście wcześniej ogłoszono, że jutro będzie święto, bo wiedziano, czym to się skończy.

 

(w tym samym czasie, gdzieś w odosobnieniu)

 

― A mnie się cisza mruży w oczach... chyba że jest to sprawozdanie ze spartakiady. Przemilczę zachwyt, gdyż wielosłowność... przekłada się czasem słuchania ― co jednak nie ujmuje sztychowi... wyryć parę spostrzeżeń pod powiekami...

          Zawisło nagle nad nim pytanie: ― Czy jest wiersz? ...Jakowoż to nie ja wytłuściochowałem ostatni wers... Serdecznie Pozdrawiam.

_________________________________________________________________________

* ― Ivana Trump w swojej książce. Z domu Zelníčková, modelka, żona Donalda Trumpa, obrzydliwie bogata.

** ― Milen Jesenska, chłop spod Slanego, w 1939 roku.

*** ― bokserki.

Valhalla
Valhalla
Opowiadanie · 26 lutego 2008
anonim
  • Marek Dunat
    który coś czuł, że fotki robi urokliwym miejscom, - to miejsce . nie uważasz ,że jakoś niespójnie ?

    · Zgłoś · 16 lat
  • ataraksja
    Wystarczy zmienić szyk i będzie dobrze: `który coś czuł, że robi fotki urokliwym miejscom`.
    Znów wróciłeś Flashback do formy. Jest migotliwie, jest różnorodnie, jesteśmy jak Załoga G ;p
    A Ty Autorze jesteś `prawie` McGyver - z tego co pod ręką (czytaj - co napisane na Wywrocie) - potrafisz zrobić helikopter ... no... może minimalizuję... Narano to zdaje się większa kupa latającego złomu ;p
    Trzymaj poziom ))

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    cherrilady
    Super!

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    Pies. Elektryczny.
    'jedna myszka drugiej myszce deptała po kiszce'

    · Zgłoś · 16 lat
  • Valhalla
    Piesz, wiesz, że byłoby ciekawiej gdyby nie przerwa w telefonicznych rozmowach [].
    Cherri - :) ty wiesz co... :)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    Pies. Elektryczny.
    wałhała, nu wim.

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    cherrilady
    domyślam się :)

    · Zgłoś · 16 lat
  • ataraksja
    Dobra. Puszczam, ale mogłeś choć zbuntować się i napisać, że nie chce Ci się zmieniać :]

    · Zgłoś · 16 lat
  • Valhalla
    :) - przecież zmieniłem...

    · Zgłoś · 16 lat
  • ataraksja
    Ale jest staromodnie ;p

    · Zgłoś · 16 lat
Usunięto 2 komentarze
Wszystkie komentarze