tak zwana Żelazna część XIII

szklanka

  

I zastanawia się, co takiego mogła zrobić. Zasłużyła. Widocznie.

Odłamki szkła w oczach. Wiadomo już skąd te cholerne łzy. Mentalne zasztyletowanie.

Sypialnia tonie w ciepłym świetle niewielkiej lampki.

Na niskiej ławie leży przewrócona butelka wytrawnego, czerwonego wina. Apetycznie apatyczna Hipokryzja wychyla się przez balkon. Skoczy? Wyolbrzymiona Nadinterpretacja twierdzi, że nie.

Rozrzucone na podłodze ubrania wyznaczają drogę do pustego łóżka. Zamrażarka mrozi beztrosko zzieleniałe warzywa. Brakuje im tlenu.

 W powietrzu unosi się niemal skrystalizowany zapach schizofrenii.

 Śnieżący ekran telewizora czeka na odłączenie od prądu.

W tle słychać dźwięki wykrzykiwanej przez głośniki poezji Morrisona z psychodelicznym podkładem.

 Korytarz ukazuje ledwie dostrzegalną Joannę.

Ubrana jest jedynie w grafitową bieliznę.

Oparta o drzwi wpatruje się tępym wzrokiem w wyznaczony gdzieś w przestrzeni punkt.

Wycina przy tym niezdarnie serwetki ze sztywnego papieru, pokrytego rysunkami.

Ściany są takie cienkie.

Sąsiedzi ze Strony Prawej spędzają romantyczny wieczór.

Pan L. nazywa swą ukochaną kurewską idiotką.

Pani M. zapewne głaszcze go czule po policzku. Beznadziejny kutas.

Słychać dźwięk rozbijanej zastawy stołowej. Ślubny prezent.

Po chwili trzaskają drzwi.

-I nie pokazuj mi się więcej na oczy.

Jutro Pan L. Będzie pewnie od rana wyczekiwał z bukietem tandetnych, czerwonych róż i obiecywał, że to się już więcej nie powtórzy. Czerwone róże. Mężczyźni mają naprawdę wyrafinowane poczucie zmaterializowanej miłości. Ale przecież takowa nie istnieje.

Sąsiedzi z Lewej Strony dławią się wyrzutami sumienia.

Ich nastoletni syn nie wrócił na kolejną noc.

Trzeba to zapić niedzielną butelką nie koncesjonowanej wódki.

Echo niesie odgłos pijackiej czkawki.

 A wyrzuty spłyną wraz z wymiocinami. Zapewne.

Wschodzi wreszcie słońce.

 Za późno, nie uważasz?

Joanna łapie za rękę Hipokryzję i przypadkiem zsuwa się niepostrzeżenie z balkonu.

Słychać przesłodzone ćwierkanie ptaków.

Po chwili zakłóca je otoczona mgiełką przyjemnych spalin ciężarówka.

Ach tak. Były jeszcze motyle. Bezskrzydli  jedwabni książęta udowadniali sobie nawzajem imponującą umiejętność latania . . .

szklanka
szklanka
Opowiadanie · 10 marca 2008
anonim
  • anonim
    vagrant
    Imponujące, abstrakcyjnie prawdziwe, mocne schizofrenicznie.

    · Zgłoś · 16 lat
  • .
    Jak można szklanki nie lubić?
    'Panu, Który Mnie Tak Bardzo Nie Lubi' radzę nawrócenie się i polubienie... nie ma innego wyjścia. ;)

    'Ach tak. Były jeszcze motyle. Bezskrzydli jedwabni książęta udowadniali sobie nawzajem imponującą umiejętność latania . . .' - Autorka jak psychoterapeutka, zna nasze wszystkie słabości. :)))



    · Zgłoś · 16 lat
  • szklanka
    a żadnego błędu nie wyłapałeś ?:)
    ale ja tego pana doskonale rozumiem:)i żadnych nawróceń nie chcę.nie prowadzę misji:)
    "Autorka jak psychoterapeutka". Psycho się zgodzę może. Terapeutka średnio:)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    sy
    trochę nieuczesane to wszystko. Przecież wiesz, że możesz więcej

    · Zgłoś · 16 lat
  • szklanka
    widzisz, gdzieś zgubiłam grzebień. Nię lubię takiego całkowitego uczesania:)

    · Zgłoś · 16 lat
  • szklanka
    dodam tylko,że tym sposobem zakończyło się skromne życie Pani Joanny. Dziękuję Państwu za uwagę.

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    tajemnica
    nie zabijaj jej!! Co ja będę czytała....
    Chylę czoła szklanko

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    vagrant
    coś się kończy coś się zaczyna.
    Trzynastka jest doskonała na zakończenie.

    · Zgłoś · 16 lat
  • szklanka
    też tak uważam .

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    tajemnica
    no dyć jo błozny se robia :D

    · Zgłoś · 16 lat
Wszystkie komentarze