Za mocną robię herbatę. Tylko i wyłącznie z potrzeby silnego przeżywania.
Zabić myśli o smaku krwi
Mimo wszystko, nie wyjdę dzisiaj z domu. Wolę umrzeć. Mam dużo roboty. Muszę znaleźć szlafrok. Muszę pomalować paznokcie u nóg. Muszę być na bieżąco z wiadomościami. Albo nie. Może jednak wstanę i wyjdę.
Rano zawsze mi zimno. Rano zawsze mi cholernie źle. Rano wyrywa mnie z dziąseł ciepła. Coraz zgryźliwiej. Wczesne myśli. Rano chwiejnie przed lustrem. Patrzę na siebie z pierwotnym zadziwieniem. Rano jestem ranna. Rano krwawię.
Cierpkość ranne ranienie przebłyski normalność
Okej. Stoję. Mam niepisany obowiązek wyglądać dobrze. Ułożę włosy niedbale, z nonszalancją. Resztę obrysuję zieloną kredką. I wmówię sobie, że mam świeże spojrzenie. Z nadzieją, że się nie rozmażę za pięć minut.
W nadziei że się rozmarzę i zieloność mi spłynie
Skapnie w trawę, utopi świerszcza.
Jakoś dziwnie wyglądam. Jakoś dziwnie myślę. Zaraz wylezą te myśli o nim i nici ze spokojnego śniadania. Pocieszam się - i tak nie zdążę zjeść. Ciekawe, jak oni wykombinowali rozpuszczalną.
Kawa się sama rozlała trzęsły mi się ręce
Źle się czuję w Julii sukience
Sukienka Julii źle się czuje ze mną z kawą
Ja w sukience kawa we mnie
Kawa plama na sukience
Schudnąć, przytyć, zacząć ćwiczyć. Wstawać wcześniej. Przestać się wszędzie spóźniać, nawet na własne śniadanie. Być dobrym człowiekiem. Dobrą córką. Najlepszą kochanką. Nie zapominać o przyjaciołach. Przestać wypisywać pierdoły. Nie być odważną. Być zajebiście odważną. Nie myśleć o nim, albo do niego zadzwonić. Być miłą dla tamtego, nawet jeśli jemu nie sięga pięt. Albo zapomnieć. Zmienić orientację seksualną, albo ją rozszerzyć. Być szczęśliwą. Znaleźć w internecie jakąś wiarę, która mi spasuje. Żeby najlepiej nie było żadnych mszy, bo i tak nie będę na nie chodzić. Przestać się łudzić. Więcej marzyć. Regularnie robić pranie. Ciepło się ubierać. Znaleźć sobie fajniejsze nałogi. Dożyć jutra.
Postanowienia noworoczne. Od pierwszego stycznia przyprawiają mnie o frustrację. Warto je robić, jak człowiek ma silne nerwy. Totalnie plugawią człowiekowi sumienie. Warto byłoby mieć czyste. Nieużywane.
Ciekawe kiedy oni piszą te wszystkie wiersze.
Zasypiam zazdroszcząc kobietom do których piszecie Nienawidzę Wybudzam się
Ciekawe, kiedy oni chudną, ćwiczą, śpią, zawsze wszędzie zdążają na czas. Kiedy mają czas gotować. Ciekawe. Ja na nic nie mam czasu. Mój czas codziennie popełnia rytualne samobójstwo. A ja podaję mu żyletki, nożyki do papieru, noże do mięsa, nożyczki do paznokci, maczety nie podniosę.
Jak się denerwuję to jem jabłka. Tysiące ogonków. Połykam pestki. Robię przeciągi i kupuję chusteczki. Całe życie. Marznę.
Albo myślę. Zawieszam się. Zwykle o tym, o czym nie powinnam. Albo przypominają mi się jakieś zaprzeszłe przygody minionych wakacji. Otrzepywanie głowy nie pomaga.
-" Nie chciałem cię ranić, ale wyglądasz ślicznie, kiedy płaczesz. Nie chciałem cię pieprzyć, ale wyglądasz ślicznie kiedy jesteś moja. Nie kochałem cię naprawdę, ale jestem piękny gdy kłamię"
-Jakie było twoje dzieciństwo?
To niepojęte. On pyta o dziecko, którym byłam. Dzieciństwo. Nie wiem, palancie. Inni pytali o kolory, albo jak lubię to robić. Pod stolikiem wbijam sztuczne, nie wiedzieć czemu, paznokcie w nieprawdziwość ud.
Na temat mojego dzieciństwa mogę powiedzieć tylko tyle, że całkiem niedawno się skończyło i skończyło się za szybko. Skończyło się w momencie, gdy wielki świat zaczął coraz wyraźniej dawać mi do zrozumienia, że nie jestem Bogiem. Zaniechałam więc stwarzania światów i codziennie wyrywałam złotym rybkom mniejsze płetwy i większe łuski. Pęsetą. Była zawsze koło lustra. Gubiłam parasole i inne dupesroły . Nade wszystko znienawidziłam grawitację. Był taki czerwony fotel. Pamiętam zapach starości tapicerki. Wchodziłam na niego tysiąc razy. Tysiąc razy chciałam z niego zeskoczyć i już zostać w powietrzu. Tak samo jak czerwoną tapicerkę pamiętam czerwoną złość w klatce piersiowej. Na to całe przyciąganie. Najszczersze łzy stawały mi w oczach i po raz pierwszy wtedy złorzeczyłam Bogu. Przez grawitację jedna Dominika polewała mi kolana wodą utlenioną. Grawitacją była czerwona złość i pieczenie pod tą syczącą pianą, co to niby wyżerała zarazki. Zarazków się nigdy nie bałam. Dzieciństwo skończyło mi się w chwili, gdy zaczęłam tolerować grawitację. Gdy przestałam o niej myśleć. Gdy przestałam myśleć o lataniu. Chyba nigdy nie doświadczę większego uczucia bezsilności jak wtedy.
Z dzieciństwa pamiętam jeszcze myśl, która prześladowała mnie codziennie. Teraz nazwałabym to pierwszymi próbami definiowania siebie, pierwsze „myślę, więc jestem”. Czułam się w środku siebie. Mając sześć lat, największym koszmarem była myśl, że jestem kosmitą. Może to dlatego, że jedna Dominika miała naklejki „Alfa” na szafce i puszczała mi ten serial na przemian ze „Światem według Bundych”. I „Beverly Hills 90210”. Mimo że często widziałam krew na swoich kolanach, bardzo bałam się, że od środka jestem zielona.
Błędów znaczących nie widzę, czasem przestawny szyk w zdaniu, ale wydaje mi się, że właśnie tak podkreślasz charakter "peelki". Naprawdę dobry tekst jak dla mnie. :)
Peelki? (wybaczcie mi mrok mej niewiedzy. co to znaczy?)
Takie "żywce" są często najlepsze.
czasem zdania mogłyby być trochę dłuższe.
:)
Ja nie dostrzegam żadnych błędów językowych, za to myślącą kobietę. I czującą ciężar egzystencji (grawitacji).
-Dziękuję, ale nie przyzwyczajaj się."
to dotyczy mnie? ;p