zwiastun drugi

szklanka

  

Moja kobieta jest idealna.

 

Zawsze jest trochę szaleństwa w miłości. Zawsze jest jakiś powód w szaleństwie.

 

Z jaką prędkością spada dziewięćdziesięciokilogramowe ciało?

Ten dźwięk. Kiedy jesteśmy ptakami. Wolni. Zbyt mali by latać.

Uliczny skrzypek próbuje wkomponować się w śródmiejski zgiełk. Smyczek drażni struny i ściśnięte gardła. Somewhere over the rainbow...

Krwistoczerwona szminka. Czarny kapelusz.

Ogórki, niebo, kiszone pończochy. Zapach drogiej skóry. Drugiej skóry.

 Stukot szpilek zaburzający oddech płyt chodnikowych. Przytrzymane w ostatnim momencie obrotowe drzwi.

Te windy są najciekawsze.

 

Zawsze chciałem spaść prawym policzkiem przylepionym do podłoża.

Tak, żeby rozgrzany słońcem asfalt wbił mi się w twarz. Żeby kamienie i popołudniowy kurz wdarły mi się w oczy.

Z kieszeni wystawał plan. Nic się nigdy nie kończyło.

Pisk opon, drogowskaz do marzeń. Z każdej strony ten sam napis.

 Marzenia istnieją wszędzie. Kwitną na pasach, przejeżdżają po nich samochody. Ekologia wypuszcza pąki. Z objęć. Zebry biegną wzdłuż autostrad.

Dwupasmowe warkocze jutra.

Trzymajcie mnie w szafce pod zlewem. Obok worków na śmieci.

Nic się nigdy nie zmieniło.

 

W chłodnej stali windy odbijały się majaczące ubrania.

Ósme piętro. Dźwięk rozsuwających się drzwi.

Ta winda nie działa od trzech miesięcy. Buty. Biegnące nagie stopy. Słodki dym. Z nieba spadają kryształowe szachy. Wbijają się w głowy przechodniom.

Nagle jakiekolwiek dźwięki przestają mieć znaczenie. Znika gwar rozmów, pisk opon i klaksonów.

Zwolnione tempo. Takie oczywiste.

Na twarzach widać tylko nieme zdziwienie.

 Szach.

Ci szczęśliwsi mogą już pędzić ze skoczkami wbitymi w czoła. Mają takie nienaturalnie duże źrenice. Zwykłe pionki lądują w rynsztokach. Z deszczem odbijaj się od dna. W odłamkach szkła topi się tęcza.Tylko niebo pozostaje bezchmurne. Dziwnie obojętne. Szare.Wszystko wraca do normy.

Tony muzyki wtapiają się w budynki, prześlizgują między krawężnikami.

Mężczyzna wstaje, otrzepując garnitur.

 Rozgląda się dookoła. W oczach tli się pytanie. Dłonią dotyka skroni.

 Z trudem wyjmuje z niej królową. Szach i mat.

Powietrze klei się od zabitych much.

 

Moja kobieta jest idealna- mówi i wspina się na dach.

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Niczego sobie 4 głosy
szklanka
szklanka
Opowiadanie · 22 kwietnia 2008
anonim
  • anonim
    Sirocco
    I niech tak będzie:)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • szklanka
    zabawnie więc.

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    Sirocco
    Niczego sobie. Dla mnie trochę mało dramaturgii. Koniec dobry, choć mało "realny". Aż tak mężczyźni nie są zdesperowani, by wchodzić na dach z taką optymistyczną myślą Zazwyczaj by go osiągnąć, używają windy, a potem próbują skoczyć ze "skutkiem". - No ale to tylko swobodna myśl. "Napisałam, wystawiłam, bo się nudziłam" - tak to odbieram, porównując ten tekst do Twoich ostatnich osiągnięć.

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    tajemna
    oo teraz bomba :))

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • szklanka
    leciutko zmieniłam zapis :)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • ataraksja
    Obrazy jak z filmów Bunuela albo z obrazów Chirico. Oj! mieliby z Ciebie szkalnko Muzę ;)

    Też zwróciłam uwagę na słupkowatość tekstu, ale upierać to bym się nie upierała przy zmianach, bo ostatecznie ten deszcz figur szachowych musi mieć swój ciężar i rozciągłość w przestrzeni.

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    tajemna
    zbyt słupkowaty :D Ale wiesz... co człek to gust... ja tylko mogę Ci zaproponować kosmetykę tekstu, ale on jest Twój, więc zrobisz co zechcesz :) W każdym razie pomyśl czy chcesz tak zostawić czy coś zmienisz i daj znać, pofrunie na pierwszą. :)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • szklanka
    Moja Złota, ale w jakim sensie? zbyt słupkowaty, za prosty czy co ? :)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • anonim
    tajemna
    Tekst świetny, tym razem trochę mnie razi jego forma.;)

    · Zgłoś · 16 lat temu
  • szklanka
    wiesz,że ja lubię zmieniać. tak się przyglądam i ten mi się nie podoba :)

    · Zgłoś · 16 lat temu
Wszystkie komentarze