czyściec

Kuba Nowakowski

 

 

  Brzuchate wybrzeże Kyrnos, oświetlone teraz południowym słońcem, przywołało na usta Helego dziękczynienie dla bożego zamysłu. Sternik barki morskiej, na której spędzili prawie osiemnaście dni, nazywał wyspę Kallyste - Piękna. Heli nie mógł nie zgodzić się z opinią żeglarza, mimo to, powtarzał sobie w myślach, że nie ma na tym świecie nic piękniejszego od doliny Jordanu.

 - Masz Żydzie swoją Ziemię Obiecaną! - rzucił z przekąsem długowłosy Grek, któremu Heli opowiedział podczas rejsu dzieje Izraela od Abrahama, aż do wkroczenia Rzymian. - Tu są brzęczące pieniążki, trzeba się tylko dobrze zakręcić, a wy Żydzi, to umiecie - ciągnął handlarz, wyraźnie uradowany z przybicia do brzegu. Zgiąwszy się w pół przed Helim, począł tuptać wokół niego, machając na boki krawędzią tuniki i cmokając wielkimi wargami.

 

  Mokre kamienie zachrzęściły pod piętami Helego. Kolana, przywykłe przez te dni do ciągłej zmiany napięcia, niepewnie przyjęły stabilność gruntu. Heli spojrzał na energicznego Greka, który przewiązawszy czarne pukle prosięcym rzemieniem, wyrzucał na plażę swoje liczne tobołki. On sam nie miał przy sobie nic. Z nastaniem wiosny sprzedał wszystko co miał, a zysk oddał Kefasowi, który doglądał wraz ze swoimi przyjaciółmi wszystkich jerozolimskich biedaczków. Na Kyrnos miał dożyć swoich dni, tak sobie postanowił. Po tym jak bracia i jego własna żona napluli mu w twarz, wolał nie drażnić ich dłużej swym widokiem. Rozdając majątek okrył się hańbą.

 

                                                                          *

 

  Wieczorem Heli wciąż jeszcze tkwił na plaży. Jedyna ścieżka wiodąca stąd w głąb wyspy wyglądała nader niegościnnie. Mając za plecami grzebień skał, a przed sobą huk czarnej toni, trzydziesto siedmio letni człowiek poczuł się, bez swej wewnętrznej zgody, jak pięciolatek połknięty przez wibrujący tłum na wewnętrznym dziedzińcu Świątyni. Dlaczego to wspomnienie wróciło właśnie dziś? Zapewne dlatego, że Heli po raz drugi w życiu poczuł się aż tak samotny. I tak jak wówczas, gdy jego małe usta zapchał frędzel czyjegoś płaszcza, tak i teraz poczuł, że boi się o każdą następną sekundę. Strach był ten sam, ale usta były wolne.

 

Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał?
Dokąd kryć będziesz przede mną oblicze?
Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania,
a w moim sercu codzienną zgryzotę?
Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił?

Spojrzyj, wysłuchaj, Panie, mój Boże!
Oświeć moje oczy, bym nie zasnął w śmierci,
by mój wróg nie mówił: "Zwyciężyłem go",
niech się nie cieszą moi przeciwnicy, gdy się zachwieję,
Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu;
niech się cieszy me serce z Twojej pomocy,
chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem*

 

  Modlitwa drgała w jego potężnym gardle. Był mężczyzną niepospolitej postury i tylko łagodne spojrzenie źrenic, otoczonych oliwkową nutą, sprawiało, że nie był typem, którego omija się bezpiecznym łukiem. Piękno i spokój oblicza zawsze pomagały mu zdobywać ludzi. Teraz ta twarz przyjęła grymas przedwcześnie owdowiałej kobiety, z zaciśniętą w kreskę linią warg i nieobecnym wzrokiem. Myślał o nim. Osiemnaście lat temu widział go przez kilka chwil z bliska. W czasie krótkiej rozmowy z prorokiem, Heli jedyny raz w życiu miał realne poczucie tego, że w środku jego duszy przebywa ktoś jeszcze. Chciał, by prorok powiedział mu co ma robić, żeby stać się człowiekiem wolnym i szczęśliwym. Był pewien, że nauczyciel ów, który ponoć czytał w sercach, pochwali go za wierność tradycji, wszak Heli nie miał tu sobie nic do zarzucenia. I wtedy, jeszcze zanim prorok otworzył usta, młodzieniec poczuł na ile w istocie jest zniewolony, przez to, co jak obiecał jego ojciec, miało dać mu wolność.

 - Sprzedaj to co masz. Sprzedaj, bo dniem i nocą drżysz o to, by ci nikt nie ujął. To życia nie daje. Daję je Ja, który do ciebie mówię. - usłyszał Heli, a pełen stanowczości i troski wzrok Tego, który mówił, potwierdzał to, co wypowiadały usta. Prawda zabolała go wówczas potężnie bo miał jej częściowe przeświadczenie już wcześniej, nie umiał jej jednak wtedy zaufać. Odszedł zasmucony. Bał się tej prawdy przez kilkanaście lat.

 

  Było mu coraz goręcej. Żar wzbierał od środka i zdobył szybko wszystkie członki. Gorączka duszy i ciała powaliła go gdy biegł, już bez szat, w stronę wody. Upadł i leżał tak, że kończąca swój rozpęd morska piana moczyła zgięte kolana. Telepiąc się gwałtownie, bardziej wydychanym powietrzem, niż dźwiękiem strun głosowych, wypuszczał z siebie wezwanie: Jeszua. Gdy przymykał oczy, już niemal pokonany przez sen, poczuł, że jest wleczony. Jego nadgarstki ścisnęły czyjeś nieduże, chłodne dłonie.

 

                                                               *

 

  Heli zatopił zęby w kawałku melona i przymknąwszy oczy mocno siorbnął. Słodycz i świeżość soku w porównaniu z koszmarem minionej nocy, sprawiła, że wydobył z siebie dźwięk, w którym śmiech wybrzmiał równolegle z płaczem. Gdy wił się w majakach, nie wierzył, że dotrwa do ranka. Jednak teraz zawadiacko mrugał na słońce i rozsmakowywał się w lekkości, która powstała w jego sercu na widok roziskrzonego od porannych promieni morza.

 

  Przyklepawszy modlitwę podwójnym amen podskoczył wysoko i ruszył w stronę ścieżki. Jeszcze dziś musiał znaleźć schronienie. Liczył też, że uda mu się odszukać dziewczynę, która zawlekła go od wody w głąb plaży i umieściła w jego uśpionych dłoniach melona. Nie widział jej. Słyszał tylko jak mu śpiewała. Ruszył biegiem.

 

  „Są owce, to dobrze" - pomyślał Heli kiedy ścieżka przywiodła go do jakiejś szerszej drogi, którą truchtało spore stado prowadzone przez półnagiego mężczyznę. Pasterz nie zauważył wyłaniającego się zza zakrętu Żyda, a zamykający pochód olbrzymi pies, był na razie tylko olbrzymim... szczeniakiem, co zresztą Heli przyjął z niemałą ulgą. Kiedy zwierz łaskawie zaprzestał lizania i opadł na przednie łapy, cudzoziemiec krzyknął na przewodnika stada. Płynna greka Helego i łamana, ale dość zasobna mowa pasterza, sprawiły, że droga do osady minęła im niepostrzeżenie. Heli świetnie znał się na wypasie. Pasterz obiecał polecić go swojemu panu.

 

                                                         *

 

Ja Jestem twoim Panem. Darmo daję. Żądam tylko, byś przyjął.

 

                                                         *

 

  - Powiedz: tak. Heli, proszę cię, nie patrz tak na mnie - szeptała Korsika, wpuszczając palce głęboko w jego srebrzące się miejscami włosy. - Powiedz tak, Heli! No, już... powiedz.

  Rodzice dziewczyny klęczeli obok. Matka trzymała przed sobą naręcze zielonej pszenicy, dłonie starego gospodarza ściskały przeraźliwie kwiczącego, młodego prosiaka, mającego być zaczątkiem dobrobytu nowożeńców. Heli miał oczy pełne gorących łez, które wypływały na policzki przy każdym zaciśnięciu powiek. - Tak, tak, tak... ale ja nic nie mam - jęknął i rozsunął ramiona na boki, rozczapierzając przy tym palce. Ojciec Korsiki, słysząc to, rozluźnił uścisk, co skwapliwie wykorzystała świnka, po czym wyprostował się i ujął Helego za łokieć.

 - Głupcze! Moja córka cię kocha. Dziękuj swojemu Bogu, bo masz więcej, niż możesz unieść. I my cię kochamy - mówił dalej, już łagodniejszym tonem. - ale ty, synku, nabierz pokory. Sam chcesz wszystko zbudować, darmo nie chcesz przyjąć... Bierz! - mężczyzna objął swego zięcia i pieszczotliwie poczochrał mu loki. - Chodźcie, pokażę wam resztę.

  Korsika, dużo młodsza od Helego, zaplotła mu ręce na szyi i odbiwszy się od klepiska, wylądowała udami na jego biodrach. - Nie puszczaj mnie nigdy i kochaj mnie - powiedziała z groźną miną, ale widząc, że mężczyzna jest już otępiały ze szczęścia dodała - Musisz się przespać. Twoje nowe życie może jeszcze odrobinę poczekać.

 

  Heli ocenił z grubsza, że wiano, które wniósł ojciec Korsiki musiało siedmiokrotnie przekraczać jego własny, niegdysiejszy majątek. Wprawdzie wiedział, że Maius jest jednym z najbogatszych gospodarzy na Kyrnos i przez trzy lata, które u niego przepracował, ani razu nie zwątpił w jego hojność, ale rozmach tego gestu powalał ogromem.

   Trzon posagu stanowiło stado tysiąca z górą, najzdrowszych owiec, doglądanych przez pięciu najemnych pastuchów i miot specjalnie szkolonych psów sprowadzonych drogą morską z Anatolii. Dodatkowo Heli i Korsika otrzymali sporą łódź żaglową z wytrawną, czteroosobową załogą, jako środek niezbędny do handlu wełną z kontynentem. Do zamieszkania Maius wybrał im dom wzniesiony na zlecenie zmarłego już rzymskiego patrycjusza, kupiony za niemałą kwotę od spadkobierców Rzymianina. W tym domu, już tej nocy, Heli i Korsika mieli połączyć się w sposób, jakiego wyczekiwali bardzo długo. Od wielu miesięcy dzielili się tajemnicami swoich dusz, karmili swoją ciekawość, spędzając całe dnie na rozmowie. Tylko ich ciała nie zaczęły się jeszcze sycić.

 

                                                         *

 

- Dlaczego mnie pokochałaś?

- Pokochałam cię, bo chciałeś już tylko miłości. Ja ją mam.

 

                                                         *

 

  Tego wieczora nie wybrali się, by żegnać słońce. Rozstali się za to z szatami. Nowy dom zamknął ich w swoim cichym sercu, a oni słodko mącili tę ciszę. Otwarta rana, którą Korsika nosiła od kliku lat pod lewą piersią, pozostała przez ten czas zasklepiona.

 

  Heli przestał się lękać.

 

 

* Psalm 13 (Biblia Tysiąclecia)

 

Kuba Nowakowski
Kuba Nowakowski
Opowiadanie · 27 czerwca 2008
anonim
  • Kuba Nowakowski

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    tajemna
    Dobry tekst, przywołuje pewne wspomnienia, ale nie ma co się rozczulać ;) więc powiem tylko - niech leci na pierwszą, a ja wrócę i napiszę więcej kiedy już goście pójdą. :)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    Mol
    *"....dobrze zakręcić, a wy to umiecie Żydzi..."
    = dobrze zakręcić, a wy Żydzi, to umiecie ....-chyba taki zapis
    ------
    = "Jednak teraz zawadiacko mrugał na słońce i rozsmakowywał się lekkości, - chyba zabrakło literki
    ------
    * "Pasterz nie zauważył wyłaniającego się z za zakrętu Żyda,...."
    zza- gdy coś pokonuje przeszkodę lub pojawia się od niewidocznej strony
    ------
    ".....środek niezbędny do handlu wełną z kontynentem."
    = na kontynencie? chyba na, bo inaczej wychodzi, że wełna handluje z kontynentem
    -----
    *"Na mieszkanie Maius wybrał im dom wzniesiony na zlecenie zmarłego...
    = Do zamieszkania Maius wybrał im dom wzniesiony na zlecenie zmarłego..-uniknie się powtórzenia "na" blisko siebie
    -----
    *"Tego wieczora nie wybrali się by żegnać słońce." -zgubił się przecinek przed

    -----
    Bardzo dobry tekst. Mam takim razie do poczytania wcześniejszą część. -:)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    Mol
    tak ma brzmieć poprawnie propozycja - przepraszam - *)

    · Zgłoś · 16 lat
  • Kuba Nowakowski
    Dzięki. Na poprawki już za późno bo jest po publikacji. Większość z nich faktycznie byłaby potrzebna, ale moim zdaniem nie wszystkie - np.: uważam, że "handel z kontynentem" jest poprawnym sformułowaniem, tak jak handel Polski z Ameryką a nie "w Ameryce"...
    Jeszcze raz dziękuję.

    · Zgłoś · 16 lat
  • Kuba Nowakowski
    nie napisałem "do handlu wełny z kontynentem" ale "do handlu wełną z kontynentem" więc nie ma niebezpieczeństwa, że wyjdzie, jakoby wełna sama handluje sama... hihi

    · Zgłoś · 16 lat
  • Kuba Nowakowski
    ale się jąkam :)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    Mol
    To wszystko takie tam drobiazgi, treść przednia. Nie byłam pewna tego handlu, dlatego pytam, raz mi brzmiało tak, w drugim odczycie inaczej - a i tak najważniejsze, aby na tej wełnie Heli nie stracił. O kurcze, jakie to ą z ę ważne. Fakt - jest wełną - masz rację - :)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    tajemna
    Poprawiłam widoczne błędy, zostawiając kontynent w spokoju ;)
    Mol - dziękuję za wnikliwość, której mi dziś zabrakło ;)

    · Zgłoś · 16 lat
  • punkleks
    Najwyższe słowa uznania! Jakie będzie nebo?

    · Zgłoś · 16 lat
Wszystkie komentarze