I tylko płacz. Wzniecony z nienawiści, z ognia, z zepsucia. Płacz matek błagających o życie dla swoich dzieci. Krzyk. Krzyczące dzieci proszące o życie dla matek i ojców, ojców złych i dobrych, bijących, pijących, kochających, rodziców, którzy oddaliby wszystko. I życie pod skrzydłami Boga, gdy wierzący nie widzą Boga w kościele. W ostoi rozsądku, wiary, wojskowa przemoc, paląca i wbijająca kolejne gwoździe w chrystusowe przeguby.
I ogień unoszący się nad slumsami, biegający, bezdomny motłoch, którego marzenia o życiu na świecie równym, na świecie rządzonym przez dobro, a nie pieniądz, czy urodzenie, pozbawiany jedynego, co ma. Życia. I krzyk wznoszony w górę, w niebiosa, niesiony do Boga. Bezradnego. Bezdomnego.
I paląca nienawiść tych, którzy nienawidzić muszą, nienawidzą swoimi karabinami. Bronią, którą machają przed oczami jeszcze żywych. Tych ostatnich, płaczących, dopiero, co narodzonych dzieci. Krew, ogień, płacz. Czerwony rower, chłopiec, który ucieka na nim, ze łzami w oczach, rude dziecko, za którym piach, unosi się, jakby rozdmuchiwany przez wiatr. Pustynia śmierci.
I wpatrzone oczy. Brązowe oczy widzące wszystko. Nie znające radości dzieci wychowane w poczuciu winy, bo nie miały, kiedy zaznać dziecięcego szczęścia. Pracujące czternastolatki, harujące, żeby mieć, co zjeść, harujący ojcowie, żeby dać schronienie. Tacy niewinni w swej zazdrości. Tacy winni temu, że nie mieszkają po drugiej stronie rzeki. Płacz. Krzyk. BEZBOŻNOŚĆ.
I biegający motłoch, uciekający, córka broniąca ojca, którego tak kocha. I strzał przeszywający ciała świadków. I krew przezierająca przez znoszoną, męską koszulę na ramionach tej dziewczynki. I oczy nabrzmiałe od łez, i usta brudne, i ciała wychudzone, zniszczone. Myśli. Myśl o ucieczce. Ta matka pod krzyżem świata, ten ojciec płaczący za grzechy.
Ten Ojciec.
Za dużo przecinków w niektórych miejscach, wydaje mi się, że tutaj mogłoby ich spokojnie nie być:
Czerwony rower, chłopiec, który ucieka na nim, ze łzami w oczach, rude dziecko, za którym piach, unosi się, jakby rozdmuchiwany przez wiatr. - Czerwony rower, chłopiec, który ucieka na nim ze łzami w oczach, rude dziecko, za którym piach unosi się, jakby rozdmuchiwany przez wiatr.
Nie znające radości dzieci wychowane w poczuciu winy, bo nie miały, kiedy zaznać dziecięcego szczęścia. - Nie znające radości dzieci wychowane w poczuciu winy, bo nie miały kiedy zaznać dziecięcego szczęścia.
Pracujące czternastolatki, harujące, żeby mieć, co zjeść, harujący ojcowie, żeby dać schronienie. - Pracujące czternastolatki, harujące, żeby mieć co zjeść, harujący ojcowie, żeby dać schronienie.
To co opisałeś jest smutne, przerażające i wołające o pomstę do nieba... takich tekstów jak ten, o tej tematyce - było już wiele.
Jednak obrazowo i z emocją pokazałeś swoje odczucia, i to, co Cię dotyka w tej wojnie.
Nie napisałeś - jestem wściekły i jest mi żal, namalowałeś to obrazami, jakie pokazałeś w tekście.
Porównałeś krzywdy wyrządzane dzieciom do cierpień Chrystusa... a potem ta "bezbożność"... bardzo dobitnie i dwuznacznie.
Podoba mi się Twój sposób prowadzenia tekstu.
Tekst rzeczywiście trafia w czuły punkt. Burzy spokój, leniwą wyobraźnię człowieka przyzwyczajonego do rzeczywistości bez piekła wojny.
Tajemna ma rację chwaląc cię za obrazowość. Tylko w ten sposób można uruchomić wrażliwość, bo do wielkich słów zdążyliśmy już się przyzwyczaić śledząc komentarze z aren różnych wojen. Słowa płyną, areny spływają krwią.
Baczyński chyba najtrafniej spuentował tę przerażającą apokalipsę, która wciąż się spełnia słowami:
"Idą, idą pochody, dokąd idą,
których prowadzi jak wygnańców łaski
ląd krążący po niebie. A może
niebo po lądzie dmące piaskiem
tak kształt ich zasypuje. Jak noże
giną w chelb pogrązone - tak oni
z wolna spływają. Piach ich pokrywa..."
hm..być może pisałem lepsze, na pewno pisałem inne i obecnie próbuję wyszkolić, nauczyć się pisać inaczej. pokazując obraz sam w sobie, a nie tylko dużą dawkę emocji.
ale dziękuję za stwierdzenie, że pisałem lepsze, bo ten dla mnie najgorszy nie jest:P
pozdrawiam.